sobota, 3 lipca 2021

Wakacje z książką

Ostatniego dnia czerwca wróciliśmy z drugiej, ale nie ostatniej tury wakacji. Tym razem współnie z bratankiem i jego żoną wybralismy się do Łęknicy. Oni mieli wprawdzie zamiar pojechać razem z nami na północ Ziemi Lubuskiej, ale przyjrzawszy się naszej propozycji, uznali, że jest atrakcyjna. Bo nazwa miasteczka niewiele lub zgoła nic wielu nie mówi.
A właśnie tu znajduje się polska część Parku Mużakowskiego, przedzielonego graniczną rzeką Nysą Łużycką. Jest to największy w Europie (ponad 700 ha) park w stylu angielskim. Atrakcyjna jest zwlaszcza częśc niemiecka stanowiącej skraj miasteczka Bad Muskau, ze znakomicie utrzymanym pałacem oraz budynkami gospodarczymi i stawem. W parku zaś zachwycają wielosetletnie platany i inne drzewa o pniach o blisko metrowej średnicy. Z pni drzew, które obumarły wyrastają z kolei nowe, młode drzewa. Po polskiej stronie, w znacznej części zalesionej, znajduje się obszerne  arboretum, ale drzewa nie mają tabliczek z onaczeniami nazw, miejsc pochodzenia czy zwięzłą charakterystyką. Są tu też malownicze mosty nad dolinami, bo teren jest pofałdowany.
Po drugiej stronie Łęknicy wchodzi się na dlugą ścieżkę Geoparku Łuk Mużakowa, którego atrakcją są stawy będące efektem zalania wyrobisk po dawnych kopalniach węgla brunatnego bądź zapadlisk spowodowanych przez okoliczne kopalnie. Dwa i pół dnia, w upałach wystawczyły, żeby z przerwami na posiłki obejść najciekawsze miejsca. Przydałyby się jeszcze dwa, żeby zrobić sobie spacery mniej intensywne po najciekawszych miejscach i wybrać się do miasteczka Bad Muskau.
Tam zrozumiałem sens tekstu piosenki śpiewanej swego czasu przez Janusza Rewińskiego frazy "Zigaretten nach Berlin". Otóż wzdłuż drogi wiodącej  z Żar do mostu na Nysie na odcinku miasta Łęknica stoją sklepy i kramy z szyldami "Zigaretten" sprzedające całe pakiety papierosów, sześcio - i czteropaki piwa, wódek itd. Stoi też kilka stacji paliw. Z pewnością wyraźnie sprzedających paliwo taniej niż po drugiej stronie rzeki.
A mieszkalismy w ładnym pensjonacie "UNESCO" przy ul. Nabrzeżnej, bo faktycznie zlokalizowana jest na brzegu parku. Do każdego z dwóch wejść nie dalej niz 400 m, a co najważniejsze oddalonym od ruchu ulicznego. Za to z dużym, i do tego bezpłatnym, parkingiem.

Zabrałem ze sobą zbiór esejów Olgi Tokarczuk Czuły narrator (Wydawnictwo Literackie, 2020) z zakładką gdzieś na 240 stronie, z zamiarem dokończenia. Ale jak się jedzie w kilka osób, to czytanie idzie niesporo. Wieczory soędza się bowiem w grupie, a że pogoda sprzyjała (aż nadto!), więc na tarasie, otoczonym tujami, przy kawie, herbacie lub piwku.
Więc dokończyłem po powrocie w domu, darując sobie lekturę ostatniego eseju znanego juz wcześniej, o czułym narratorze, z wykładu wygłoszonego w Sztokholmie.
Główny zrąb stanowi pięć wykładiw, wygłoszoych przez autorkę na Uniwersytecie Łódzkim. Można rzec, że ich tematem jest psychologia twórczości prozatorskiej, na zasadzie analizy przypadku, jakim jest twórczość powieściowa Olgi Tokarczuk. Kiedy czytałem o jej inicjacji czytelniczej i w rezultacie także pisarskiej, przypomniało mi się moje dzieciństwo. Podobnie jak autorka Biegunów nauczyłem się czytać zanim poszedłem do szkoły i to nie bardzo wiem jak. Mama czytała mi czytanki z końcowych stron Elementarza Falskiego. Jedne mnie bawiły, a sluchanie opowieści o lisie, który porywał przestraszone biedne kury zawsze kończyły się moim płaczem. I oto któregoś dnia usiadłem przy mamie i przeczytałem całe to opowiadanie! Ale byłem dumny raczej z tego powodu, że się nie rozbeczałem, niż z tego, że sam przeczytałem!
Olga Tokarczuk miała łatwiej, gdyż jej tata pracował jako bibliotekarz, wiec chodziła do niego do pracy i tej jakoś tak sama z siebie opanowała sztukę czytania. Rozmiłowała sie w mitologii i różnych tajemniczych historiach, i to do tego stopnia, że postanowiła, że zostanie pisarką. I zabrała się do pisania rozmaitych historyjek. Ja poprzestałem na napisaniu paru wierszy, które nawet podobały się kierowniczce szkoły, która uczyła polskiego. Jeden nawet za jej radą wysłałem do "Płomyczka" i został tam opublikowany. Ale żadna listowna zachęta do rozwijania talentu nie przyszła, bo chyba nie było powodu. Odłożyłem dorosły debiut pisarski na czas gdy dorosnę. Ale wena jakoś nie przychodziła. Pocieszałem się, że Andrzej Kusniewicz debiutował w wieku 48 lat, ale potem i ten wiek osiągnąłem i nic. Wykorzystałem więc zacięcie pisarskie pisarstwa naukowego. I bardzo mnie podniosło na duchu, gdy po jednym artykule o charakterze biograficznym, ktoś biegły w literaturze powiedział "Pan powienien pisać powieści". Ale na debiut z siódmym krzyżykiem to już zdecydowanie za późno.
A Olga Tokarczyk wytrwała w postanowieniu! W swoich wykładach pokazała jak z własnych przeżyć, radości i lęków, z lektur wykluwały się postaci bohaterów i innych postaci jej powieści i nowel, jak nabierały barw i rysów i jak budowała narrację, raz z pozycji wszystkowiedzącego, raz wkładając narrację w usta postaci lub mieszając różne formy narracji.
Może gdyby ktoś napisała taką książkę pół wieku wcześniej i na nią bym trafił... Wydaje się jednak, że prawdziwa sztuka polega na oryginalności sameho źrodła pisarstwa, a nie na korzystaniu z wzorców, jakie dziś dają liczne szlkoły pisaniaq i poradniki.  Zreszt,  sama noblistka pisze, jak zmagała się z przekroczeniem ram wlaściwych powieści kryminalnej w opisaniu historii Janiny Duszejko, bohaterki powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych. 
W ostatnim z wykładów autorka wdała się w wymagające uwagi analizę filozofii greckiej, w rezultacie której wyczarowała formułę, nazwaną przez siebie Krainą Metaksy, krainę znajdującą się między światem rzeczywistym i nierzeczywistym, utkanym z mitów, opowieści, legend i baśni. Tę krainę wypełniają różne narrację, nie tylko literackie, wszak sami, jako tako oczytani posługujemy się środkami literackimi w codziennych narracjach. 
Jej  przeciwieństwo autorka nazywa literalizmem, rażącą dosłownością, odmawianiem widzenia świata jako czegoś skomplikowanego i wielooznacznego. Tak jak jedni odczytują teksty prawne cytując artykuły konstytucji w oderwaniu od calości lub podobnie czytając np. Biblię, nie biorąc pod uwagę kontekstu kulturowego lub czasowego.
Wrażenie zrobiły na mnie eseje Ćwiczenia z obcości, będący krytyką wspólczesnej zbiorowej turystyki, oraz Maski zwierząt, o braku naszej empatii wobec zwierząt, jakbyśmy nie zdawali sobie sprawy, że one czują. Że my, ludzie, z wyżyn naszego przeświadczenia o naszej wyjątkowości nałożyliśmy zwierzętom swego rodzaju maski, spoza których nie widać, że one też przeżywają różne nastroje, że cieszą się, boją lub cierpią.
Kto chce wiedzieć o sobie i naszym świecie i o sobie w nim więcej i spojrzeć nań z innej niż naszej własnej perspektywy, powinien sięgnąć po tę książkę.



 
 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz