niedziela, 8 marca 2020

Listy, listy i po listach

Poszukując jeszcze choć pół metra kubicznego przestrzeni postanowiłem uporządkować moją korespondencję zawodową, która mi jeszcze została sprzed lat i w ślad za poprzednimi pakietami wysłać do Biblioteki Narodowej do zbioru rękopisów, jak mi zasugerował jej dyrektor dr Tomasz Makowski. Nie każdy wie, że zanim został dyrektorem kierował działem rękopisów i  kilkanaście lat temu miał we Wrocławiu niesłychanie ciekawą referat (nie były jeszcze wtedy popularne prezentacje) o dylematach bibliotekarzy parających się rękopisami z ostatnich kilkudziesięciu lat. Mówił o dylematach związanych z selekcją autorów czy właścicieli, gdyż nie wiadomo, co uczyni z nimi czas (np. jedne mogą nabrać wartości, a inne stracić, co odnosi się zwłaszcza do nie wydanych utworów literackich lub traktatów naukowych), jak i selekcją wewnątrz spuścizn czy darowizn, jak i z udostępnianiem, bo mogą np. zawierać dane wrażliwe nadawców czy adresatów listów czy ich żyjącego potomstwa.
Sam postanowiłem nie robić selekcji, bo byłby to taki zabieg jakby archiwista kolekcjonował tylko te dokumenty, które budowałyby tylko pozytywny wizerunek narodu, władcy czy polityka. Więc są tu listy, co prawda nieliczne, zawierające pewne zarzuty i pretensje. Mniejsza z tym, słuszne czy nie. Czasem tak. Jedynym kryterium był tylko zawód czy zainteresowania bibliotekarskie lub bibliologiczne. I tu już nie było ważne, czy listy miały charakter zawodowy, czy też prywatny, czy głownie prywatny.


A do mniej więcej pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, gdy byłem aktywny zawodowo i środowiskowo zgromadziło się tych listów kilkaset. Wśród krajowych nadawców są to głównie bibliotekarze, z którymi nawiązałem serdeczniejszą więź dzięki aktywności w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich i w kilku przypadkach trwały aż do śmierci korespondentów.  Wśród całkiem obfitej korespondencji zagranicznej z kolei są to listy z osobami, z którymi zaprzyjaźniłem się lub zawarłem miłą więź dzięki udziałowi w kongresach IFLA i innych kongresach międzynarodowych oraz z czasów kierowania Biblioteką Uniwersytecką. Albo z obu powodów naraz. I są to listy lub pocztówki  okolicznościowe z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Szwecji, a nawet z Martyniki, Japonii czy Sri Lanki. Są wśród nich przewodniczący IFLA (Henriette Avram i Hans-Peter Geh, przewodniczący Professional Board IFLA prof. Paul Kaegbein, dyrektor prywatnej biblioteki króla Karola Gustawa Adama Heymowskiego, przewodniczący sekcji i okrągłych stołów IFLA, wybitni bibliotekoznawcy i bibliolodzy oraz dyrektorzy bibliotek. Oczywiście jest wielu bibliotekarzy nazwijmy to szeregowych. W wielu przypadkach zachowały się też kopie moich listów na papierze przebitkowym. Z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zachowało się też trochę faksów.
Posegregowałem je, w przypadku osób podpisujących się imieniem lub mało czytelnie podałem personalia, a w przypadku osób mniej znanych krótkie informacje korespondentów.
Oczywiście w czasie pracy, która zajęła mi bez mała całą niedzielę, naszła mnie znów myśl o tym, że epoka maili, sms-sów i mediów społecznościowych nie zostawi po sobie tak bogatego źródła o tym, co się w rozmaitych sferach życia społecznego dzieje. Owszem, uchowają się dokumenty urzędowe, ale na próżno szukać w nich refleksji związanych z aktywnością czy twórczością  zawodową, a zwłaszcza o codziennym życiu prywatnym ważniejszych postaci, ich przyjaźniach, znajomościach i przeżyciach. Nasze czasy nie będą już tak zdokumentowane, jak te sprzed dwudziestu paru lat. I sami nie mogąc sięgnąć do zachowanych listów będziemy sobie przypominali twarzy, głosów, spotkań z ludźmi, których spotykaliśmy kilkadziesiąt lat wcześniej i nawet łączyły nas z nimi przyjaźnie czy koleżeństwo.
A może już  dziś nie odczuwamy takiego braku?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz