sobota, 28 grudnia 2019

Przeżyłem!

Przeżyłem całe dwa tygodnie kuracji uzdrowiskowej. Wielu się zdziwi, bo czeka się ponad dwa lata na skierowanie w nadziei na podreperowanie zdrowia, wypoczynek w dobrych warunkach w atrakcyjnej miejscowości uzdrowiskowej, a niektórzy na zawarcie ciekawych znajomości.
I ja tak miałem przez wiele lat. Aż do poprzedniej kuracji w Kołobrzegu przed czterema laty, kiedy już dość widoczne okazały się pewne przemiany. Zmieniać się zaczął skład społeczny kuracjuszy. O ile wcześniej, w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych łatwo znajdowałem kuracjuszy, z którymi można było podczas spaceru lub w sanatoryjnym bufecie czy kawiarence porozmawiać o literaturze, ostatnio przeczytanych książkach, obejrzanym filmie lub o wrażeniach z podróży, to w Kołobrzegu trafiłem tylko na jedną taką osobę (której turnus skończył się w kilka dni po zaczętym moim), a w sanatorium "Kos" w Ustroniu już nie znalazłem żadnej takiej, no może poza jednym z moich współlokatorów, który preferował jednak inne lektury. Jednej książki zresztą mi użyczył i zdążyłem przeczytać prościutki kryminalik dziejący się w wokół łowickiej bazyliki. Zdaje się, że jeszcze jedna pani podobnie jak ja zabierała do kolejki po zabieg książkę. Sam czytałem powieść Mikołaja Łozińskiego Stramer.
W Kołobrzegu w gmachu sanatoryjnym była przynajmniej kawiarnia, w której można było z kimś porozmawiać przy kawie czy lampce wina lub spokojnie poczytać. Tu do dyspozycji był tylko otwierany po południu lokal, w którym od chwili otwarcia do zamknięcia o 22.00 (cisza nocna) rozlegało się niemal bez przerwy ogłuszające "bum, bum" jedynego znanego tam rodzaju muzyki, czyli disco polo. Mającego zresztą duże wzięcie.
Kiedy telefonicznie przekazałem wrażenia, z pierwszych dwóch dni pobytu, starszy syn stwierdził wprost, że tzw. klasa średnia (nawet ta low middle class) już na ogół nie jeździ do sanatoriów, tylko wykupuje sobie turnusy w miejscowościach uzdrowiskowych, w których hotele oferują smaczne i ładnie podane posiłki, opiekę medyczną oraz zabiegi niczym nie różniące się od uzdrowiskowych, bez tłoku i kolejek. Sam zresztą wraz z żoną od kilku lat z takich możliwości korzystam.
Do tej pory w programie pobytu były przynajmniej dwie darmowe wycieczki dla kuracjuszy, na które dostawało się suchy prowiant. Można go było dostać, gdy w sobotę lub niedzielę, gdy nie ma zabiegów, zgłaszało się zamiar odbyć wyprawę w pobliskie góry lub  dalsze miejsca. A tu tylko płatne wycieczki bez prowiantu. 
Jeśli chodzi o kwestie zdrowotne, to okazało się, że kierowanie astmatyka do Ustronia było nieporozumieniem, gdyż tamtejsze sanatoria nastawione są na leczenie chorób reumatycznych i schorzeń kręgosłupa. Więc miła pani doktor miała ze mną zgryz. Owszem, zleciła mi inhalacje i kąpiele solankowe (łącznie 11 zabiegów) a potem spytała czy naprawdę nic mnie nie boli. A mnie - odpukuję - nic nie boli! W końcu wyznałem, że czasem nad ranem pobolewa mnie prawy bark. I na ten ból dostałem pozostałe 43 zabiegi: gimnastykę na przyrządach, masaże suche, magneto-  i laseroterapię. W Ustroniu wszystkie sanatoria na Zawodziu kierują na zabiegi w tzw. Instytucie Zdrowia, jakieś pół kilometra od sanatorium "Kos", gdzie mnie skierowano. W wolnych chwilach  wpadałem tam na sok z jarmużu lub pietruszki, zmieszany z sokami z owoców, dzięki czemu był bardzo smaczny. Naszywano go "siła".

Na  samą jakość zabiegów  nie mogłem narzekać, poza tym, że nie zawsze były zgrane w czasie. W efekcie wszyscy skracali sobie przerwy  w ten sam sposób, czyli próbowali dostać się na nie bezpośrednio jeden po drugim, bo ważne było, żeby tylko się nie spóźnić z podaniem pielęgniarce karty zabiegów. A to powodowało tworzenie się tłoku i kolejek przed gabinetami. Sposobem na nie była wzięta ze sobą książka, którą zawsze miałem w plecaku.
Za to na jedzenie! Szkoda słów.. Stawki żywieniowe w sanatoriach nie są wygórowane, ale od 1986 r., gdy rozpocząłem moje przygody z sanatoriami, zawsze dania były smaczne i ładnie podane. A tu ani jedno, ani drugie. Smaczny był chleb i dość często zupy, no może jeszcze ryby w piątki. Na kuchnię narzekali zresztą wszyscy: ci co mieli dietę lekkostrawną, jak ja, i zwykłą. Bo można sobie wyobrazić np. klopsa z pęcakiem bez odrobiny omasty? Albo śniadanie jakiejkolwiek zieleniny lub nabiału? No, raz na tydzień było jajko na twardo, czasem jabłko, a pod koniec ćwierć kostki serka topionego.
Przyznać jednak trzeba, że dwa tygodnie kuracji dały efekt. Mierzyłem go liczbą przystanków po drodze z centrum miasteczka, gdziem wpadał na lampkę wina w którejś ze stylizowanych na góralską knajpek, do wysoko położonego na zboczu Równicy sanatorium (wyżej jest tylko hotel "Belweder"). Zaczynałem od dwóch postojów, a skończyłem bez odpoczywania, choć trochę zziajany. Jak zresztą wszyscy. No i mniej kaszlę.
Rozmowy przy stole były lakoniczne. Od piątku już tylko o tym, kto do którego kościoła i o której wybiera się w niedzielę. Raz jeden z biesiadników, sympatyczny starszy pan zażartował sobie z prezydenta by szybko zorientować, że w tym towarzystwie nie uchodzi. Obaj szybko się ewakuowaliśmy. Kiedyś jedna z pań, wyglądająca na inteligentkę, i tak się nosząca, ujrzała we mnie bratnią duszę i po kolacji zagadnęła mnie o zbrodnie sowieckie i żołnierzy wyklętych. Starałem się uprzejmie słuchać. Lecz gdy zaczęła narzekać na pedałów i lesby, które nie chcą uznać, że są czymś sprzecznym z naturą, spytałem, czy albinosy też są takimi wybrykami natury. Stwierdziła w tym momencie, że chyba za wiele mi zabrała czasu i pożegnała się. Od tej pory było już tylko oficjalne "dzień dobry" lub "miłego dnia".
Mniej więcej podobne nastawienie miał jeden ze współlokatorów w pokoju, poza tym sympatyczny człowiek, z którym się nawet zżyłem. Bardzo religijny, ale poza tym uczynny, czytający książki i mówiący ludzkim językiem, bez śladu wulgaryzmów czy trywializmów. W przeciwieństwie do drugiego ze współlokatorów, który potrafił zawrzeć ich nawet trzy w każdym wypowiedzianym zdaniu.  W czasie jednej z rozmów stwierdził, że nie może być tak, żeby nad sędziami nie było żadnej kontroli. Starałem się tłumaczyć mu, że pracę sędziów kontrolują wyższe sądowe instancje, prezesi i dyrektorzy sądów, a poza tym jak wszyscy inni podlegają tym samym prawom. Sprawiał wrażenie, jakby ta wiedza było to dla niego nowa. Niby przytaknął, ale... Nie miał też odpowiedzi na pytanie, kto kontroluje rząd, posłów i senatorów. Nie miał odpowiedzi.
Podczas tych dwóch tygodni zrozumiałem fenomen poparcia dla PiS. Jestem pewien, że gdyby przeprowadzić wybory parlamentarne w sanatorium "Kos", to PiS dostałby najmniej 80 procent głosów. Niemal wszyscy to publiczność "Wiadomości" i TV Info, których motywy przejawiały się w rozmowach (chcąc nie chcąc coś usłyszałem, ale na ogół w tych momentach wychodziłem z pokoju pod pretekstem telefonicznych rozmów z rodziną) wszechobecne disco polo nie pozostawiały złudzeń.
Z ulgą przerwałem turnus, żeby święta spędzić z rodziną, choć koszt tygodniowej nieobecności (75 zł za dobę) dwukrotnie przekroczył opłatę za skorzystanie z sanatorium.  

 Widok na Zawodzie ze stacji paliw po drugiej stronie szosy w kierunku Wisły



2 komentarze:

  1. Drogi Stefanie,
    ja też byłam w tym roku w sanatorium w Busku Zdroju. Zależało nam z mężem na dobroczynnym działaniu kąpieli solankowych i naświetlań lampami, które miały działać cuda ze schorowaną skórą Zbyszka, mojego męża.
    Solankowa kąpiel powinna trwać ok 30-40 min aby miała znaczenie lecznicze, w sanatorium dają 15 min...
    Na konsultację z dermatologiem czekaliśmy 6 dni a później lampa poszła do przeglądu, z możliwych 18-20 naświetlań udało się przeprowadzić 5. Z tym tylko, że pani operatorka bardzo chciała zintensyfikować kurację i nastawiała lampy na wyższą moc, w rezultacie wiozłam do domu skwierczącego Indianina.
    Pokój z dwoma różnymi łóżkami przytwierdzonymi do podłogi, wszędzie taki brak uważności a często i brud.
    Dużo by jeszcze opowiadać, ale nie było nikogo z kim można by rozmawiać na poważniejsze tematy. Takie ubóstwo w każdym wymiarze.
    Przyrzekliśmy sobie, nigdy więcej.
    Dużo zdrowia w nowym roku, z resztą damy radę
    Teresa Urszula Szmigielska

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że i tak miałem lepiej!
    Pomyślności, Droga Koleżanko! Dla Was obojga

    OdpowiedzUsuń