sobota, 26 października 2019

Uchodźcy.

W kontekście kryzysu migracyjnego tytuł wpisu może wydać się mylący. Tak jednak brzmi tytuł książki autobiograficznej Henryka Grynberga, Sam był tyleż uchodźcą, co emigrantem. Nie został bowiem zmuszony do opuszczenia kraju, w którym się urodził, spędził dzieciństwo i młodość, ani nie musiał uciekać. Wręcz przeciwnie, trzeba było użyć wpływów i podstępu, żeby się wydostać wraz z żoną. I spotkać tam tych, którzy jako artyści mieli łatwiejszą drogę do wyjazdu za granicę i - jak się wtedy mawiało - odmówić powrotu lub odwlekać powrót w nieskończoność: Romana Polańskiego, Krzysztofa Komedę czy Marka Hłaskę, Jerzego Kosińskiego i Czesława Miłosza.
Sam też zresztą był artystą, ale nie tej miary. Miał w dorobku książkę, za którą otrzymał Nagrodę Kościelskich, i był członkiem zespołu Teatru Żydowskiego Idy Kamińskiej. Udało mu się też wkręcić do zespołu świeżo poślubioną żonę, nie pierwszą zresztą w swoim życiu.
Ze względu na miejsce zamieszkania swojej matki wynajął domek na skraju Beverly Hills i tam zastała go rozpoczęta w Polsce nagonka antysemicka rozpętana przez Gomułkę.  Znakomity adres dla wielu znajomych  z łódzkiej filmówki i bywalców tamtejszej kawiarni "Honoratka" i warszawskiego SPATiF-u, w których autor nabierał ogłady i zawarł liczne znajomości. Teraz ci znajomi jako wyrośli nie z polskich korzeni znaleźli się w sytuacji, która zmusiła ich do emigracji. Niejeden z nich obiecywał sobie, że Beverly Hills to znakomite miejsce do rozpoczęcia kariery artystycznej, jako piszący muzykę , to scenariusze dla wytwórni filmowych. Jeden tylko, profesor "Filmówki" reżyser i scenarzysta Stanisław Wohl, nie miał złudzeń. Siedział na kanapie u Grynberga i powtarzał sobie "Genuggepiszt", czyli puentę anegdoty żydowskiej o starszym panu, który poskarżył się lekarzowi urologowi, że ma kłopoty z siusianiem i usłyszał taka odpowiedź, znaczącą, że już wszystko w swoim życiu wysikał.


Autobiografia obfituje w liczne anegdoty i epizody, m.in. o napadzie na mieszkanie Romana Polańskiego czy śmierci Krzysztofa Komedy i stylu życia nadużywającego alkoholu Marka Hłaski. Oraz oczywiście o dość burzliwych kolejach życia samego autora. Np. o kończących się niepowiedzeniem lub długotrwałymi zabiegami próbach zdobycia wiz krajów europejskich,  które chciał zwiedzić w drodze z Włoch do Polski, dokąd nie wspomniał mimochodem, że jest Żydem. Nagle wszystko stało się prostsze i mógł poznać kawał Europy.
To nie pierwsza książka Grynberga, którą przeczytałem w  dzień, najwyżej dwa i nieustannie zachwyca mnie jego niezwykły dar narracji, z tą samą swadą opowiada on o zdarzeniach zabawnych, jak i tragicznych. I potrafi przy tym w tę wartką narrację, np. o odwiedzanych miejscach czy poznanych ludziach, wpleść informacje o historii Żydów jako zbiorowości lub o poszczególnych swoich współplemieńcach.
Książka daje przyjemność  czytania i satysfakcję, że się wzbogaca własną wiedzę. A jak ktoś jeszcze lubi lubi historie z życia znanych i barwnych postaci świata sztuki i literatury...

Uchodźcy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz