sobota, 12 października 2019

Olga Tokarczuk , Tadeusz Różewicz, Henryk Vogler i inni

Po cichu obiecywałem sobie, że po tylu międzynarodowych wyrazach uznania i po tym, jak niemal z dnia na dzień w rankingu nasza pisarka awansowała i znalazła się na trzecim miejscu, to naturalną koleją rzeczy będzie awans o jeszcze jedną lub dwie pozycje.
 No i stało się. W pracy ustawiłem sobie któryś z portali, tak, żeby o 11.00 wiedzieć, których z dwojga kandydatów nazwiska poda  sekretarz Komitetu Noblowskiego. No i zaczął od Olgi Tokarczuk, jako że została laureatką za rok 2018, kiedy to z powodów obyczajowych komitet wolał nagrody nie przyznawać, żeby nie obniżyć jej prestiżu. Drugim laureatem okazał się Peter Handke, którego jakiś krótki tekst czytałem chyba w "Odrze". Już zaprotestowały organizacje z krajów dawnej Jugosławii, gdyż ponad ćwierć wieku temu Handke nie krył sympatii dla nacjonalistów Serbskich, z Miloseviciem na czele.
Sam przymierzałem się do książek noblistki od kilku lat. Jej książki bowiem cieszyły się w bibliotece dużym wzięciem. A kiedy już chciałem pożyczyć Prowadź swój pług... koleżanki w pracy odradziły mi, twierdząc, że  na wakacje to jest lektura za ciężka. Rok później jednak pożyczyłem sobie i przeczytałem, można rzec jednym tchem, czyli w moim wydaniu w tydzień. Jak na moje doświadczenie czytelnicze nie była ciężka. Już bardziej nasycona niepokojem, niemal od pierwszej strony, wziąwszy pod uwagę wrażenia z poprzedniej książki okazała się powieść Prawiek i inne czasy, po którą sięgnąłem w następnej kolejności. Gdzieś w którejś książce przeczytałem Profesor Andrews w Warszawie. A potem w prezencie gwiazdkowym dostałem Księgi Jakubowe. Ale mimo informacji dzieci, że przeczytały z olbrzymim zainteresowaniem. mnie lektura idzie niesporo. Choć przecież dla historyka książki ma ona także dodatkowy urok. Bo jest... niewygodna do czytania w łóżku. A najlepiej czyta mi się w wannie (którą zastąpiliśmy kilka lat temu prysznicem) i w łóżku. No, jeszcze lubię przy winku lub piwku w jakimś barze (na spacery zabieram ze sobą książki). W ten sposób czytam teraz Dom dzienny, dom nocny. I znów zachwycam się tą niepodrabialną prozą.

Przyznanie Nagrody Nobla z natury rzeczy wiąże się z koniecznością publicznych wypowiedzi. Pisarka, nie lubiana przez obecne władze, dała im kolejne powody wygłaszając swoje demokratyczne poglądy. I wzbudza wściekłość. Lokalni politycy PiS albo odmawiają jej prawa do wyróżnień lub zgoła domagają się cofnięcia dotychczasowych. Minister kultury (raczej cenzury) poprawnie przekazał gratulacje, ale nie byłby sobą, żeby dodać, że "daliśmy" 700 tysięcy złotych na przekłady. Jakby wydał je z własnej kieszeni. Jednak nie wspomniał, że i tak wielu tłumaczom odmówił, podobnie jak zaprzestał dofinansowania organizowanego przez nią w okolicach jej zamieszkania festiwalu literackiego. Z pewnością zgodnie z jego wolą ministra Instytut Kultury Polskiej w Wiedniu dwa lata temu odmówił miejsca na dyskusje panelową z udziałem pisarki. Dyskusja i tak się odbyła dzięki staraniom miejscowych pisarzy i władz miejskich.


*
 A tymczasem zgodnie z moimi zainteresowaniami przeczytałem tom korespondencji Tadeusza Różewicza ze starszym odeń o jedenaście lat Krakowskim prozaikiem i dramaturgiem Henrykiem Voglerem. Są tu też listy żony Voglera, znanej aktorki i reżyserki teatralnej Romany Próchnickiej i poety Wiesławy.
O ile twórczość Różewicza jest znana, jeśli nie poezja, to jego podszyte ironią dramaty, o tyle Vogler trafiał ze swą prozą, a czasem i wierszami, do węższego kręgu czytelników. Znam parę jego opowiadań, które drukował najczęściej w "Życiu Literackim", a potem w postaci w formie tomów oraz książkę wspomnieniową Wyznanie mojżeszowe. Kto interesuje się problematyką judaistyczną, życiem Żydów w Polsce, powinien po nią sięgnąć. Może kiedyś sięgnę po jego trzytomowy Autoportret z pamięci. Lubię bowiem literaturę pamiętnikarską i autobiograficzną.
Pisarze poznali się tuż po wojnie, gdyż Różewicz zanim zamieszkał w Gliwicach był jednym z lokatorów słynnej kamienicy przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie. I od czasu wyprowadzki w 1948 r.  aż do śmierci Voglera w 2006 r. trwała między nimi wymiana listów. A potem jeszcze Różewicz pisywał do wdowy, a na końcu korespondowały już tylko  wdowy. Zresztą bardzo lakonicznie i z rzadka.
Przeważają zdecydowanie listy Różewicza, gdyż przypuszczanie Voglerowie z szacunku dla poety je kolekcjonowali. Są w nich odniesienia do listów Voglera, który musiał być interesującym epistolografem, gdyż poeta  wychwalał ich formę i dowcip. Sam zresztą też starał się być dowcipny, ale był raczej ironiczny, jeśli nie zgoła zgryźliwy. Deklarował, że nie obchodzą go krytyki jego utworów dramatycznych, ale widać bolały go uwagi krytyczne, na skutek czego fatalnie wyrażał się o recenzentach. Nie krył też niechęci do Mrożka, z którym w pewnym sensie rywalizował w realizacjach sztuk na scenach krajowych i zagranicznych.
A o wystawienia swoich sztuk mocno zabiegał. Zamęczał więc Romę Próchnicką, żeby wystawiała jego sztuki, a była ceniona w Austrii i w Niemczech, lub wywierała wpływ na dyrektorów teatrów i wyrażał żal, lub wręcz złość, gdy do realizacji nie dochodziło.
Z czasem, gdy obaj pisarze osiągnęli podeszły wiek (obaj dożyli 95 lat), listy stawały się coraz rzadsze i krótsze i coraz więcej było o kuracjach, jak nie w szpitalach, to w sanatoriach. W ostatnich latach życia Vogler już sam nie pisał, ani nie czytał. Pisała Próchnicka i czytała mu listy od Różewicza.
Trudno w takich razach nie pomyśleć o sobie i o tym, jak będzie ubywało sił, będzie słabł wzrok, a chciałoby się nadal odbierać otaczający świat wszystkimi zmysłami.
No i druga refleksja. Która kilka tygodni naszła mnie, gdym na prośbę dyrektora Biblioteki Narodowej wysyłał pisane do mnie listy przez bibliotekarzy i naukowców z całego świata i kopie listów, które ja pisywałem.
To przecież ważne źródło historyczne! Przekonałem się o tym, gdym pracując nad mymi wczesnymi pracami naukowymi siedział nad listami Mickiewicza, Słowackiego, Lelewela, Działyńskich i innych luminarzy XIX-wiecznej kultury. Gdyby nie ich listy o ile mniej wiedzielibyśmy o losach ich książek, motywach działania, trudach i przyjaźniach.
Są pisarze, naukowcy, lekarze, politycy, którzy piszą dzienniki. Ale ich treść, w związku z przewidywaną publikacją poddawana jest  autocenzurze. Co prawda, w dobie płynnej rzeczywistości zahamowania przez ujawnianiem zdarzeń i myśli bardziej intymnych znacznie osłabły. Listy jednak kryją więcej tajemnic.

Okładka książki Prowadź swój pług przez kości umarłych Korespondencja. Wiesława i Tadeusz Różewiczowie, Romana i Henryk Voglerowie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz