niedziela, 7 kwietnia 2019

Pourlopowe remanenty czytelnicze


Podobało mi się długie urlopowanie. Popracowałem nad zdrowiem (długie spacery, konsultacje aż u ośmiu specjalistów w ramach abonamentu w prywatnej ubezpieczalni, codziennie lampka czerwonego wina 😀), załatwiłem sobie paszport i wykonałem odkładaną przez miesiące drobna domową naprawę.
Oczywiście, dużo czytałem, acz głównie była to prasa, tradycyjna i w dostępie elektronicznym, za którym nie przepadam, ale jest o ponad połowę tańszy i mniej bije w nabierające siły moje sumienie ekologiczne.
Książki przeczytałem do końca raptem dwie: Antidotum wrocławskiego działacza i teoretyka lewicy Michała Syski oraz powieść Królestwo śląskiego pisarza Szczepana Twardocha.
Pierwsza to niewielka publikacja polityczno-społeczna,  którą połknąłem pierwszego dnia pobytu w szpitalu, zawierająca socjologiczno-politologiczną analizę polskiej współczesności na tle europejskich i światowych trendów w polityce, a szczególnie w polityce społecznej. Pomaga ona zrozumieć istotę populizmu i źródła jego narastającej fali po obu stronach Atlantyku. A także - chyba niezamierzony - wpływ mediów mainstreamowych na powstanie tej fali.


Przemówił do mojej wyobraźni opis stanu rzeczy w komunikacji publicznej, sprzyjającej klasie średniej, z myślą o której zbudowano autostrady i wprowadzono Pendolino, ale odcięła od świata głęboką, niebogatą, prowincję.
Mowa jest tu też o politycznej grze historią i edukacją. Ogłoszony kilka dni później program partii "Wiosna" okazał się rzeczywistym antidotum na istniejący stan rzeczy i najwidoczniej opiera się on na tezach zawartych w tej książeczce. A jej autor stał się częścią sztabu programowego partii, której sprzyjam i w jakimś stopniu angażuję się w jej działania.
Powieść Twardocha jest swoistą kontynuacją wcześniejszej powieści Król. Jej bohaterami są w większości znane już postaci, próbujące przeżyć wojnę  i holokaust. Uderza wręcz zwierzęcy instynkt przeżycia za wszelką cenę, wydobywania w sobie pokładów żywotności, których w normalnych warunkach nawet człowiek w sobie nie przeczuwa: "widzi" w całkowitej ciemności, wydobywa ważne dla siebie dźwięki w straszliwym zgiełku i w zupełnej, zdawałoby się, ciszy.
Historia kręgu osób, w większości stanowiących rodzinę opowiedziana została w formie odrębnych narracji, które w końcu splatają się w jedność.
Książka może wywołać szok poznawczy u osób zdanych na nacjonalistyczną, przepełnioną ojczystą bohaterszczyzną narrację historyczną pisaną przez IPN oraz autorów szkolnych podręczników historii. Bo  pokazuje jednych Polaków jako ludzi przyzwoitych i innych jako kolaborantów. Ale i pokazuje Żydów nie tylko jako bezsilne ofiary.
Już dawno zacząłem czytać Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk, ale posuwam się w jej czytaniu powoli. Zacząłem tymczasem czytać znakomitą powieść rumuńskiego Ormianina Vorujana Vosganiania Księga szeptów, opowiadająca o losach Rumunów, którzy uratowali się przed rzezią w Turcji w 1915 r. i próbujących radzić sobie w realiach powojennej Rumunii oraz tych, którzy dali się uwieść sowieckiej propagandzie i wyemigrowali do Armenii.  Akurat w okresie szalejącego stalinizmu. Lekturę tej książki przerwałem dla powieści Vita włoskiej autorki Melanii Mazzuco, przedstawiającej losy dwojga włoskich dzieci, które na początku XX wieku wylądowało w Nowym Jorku. Jedenastoletni chłopiec został oddzielony od matki, którą służby imigracyjne w porcie uznały za chorą i zawróciły do kraju i o dwa lata młodszej dziewczynki, którą włoska mama wysłała do ojca i który miał czekać na nią w porcie. Ale oczywiście nie czekał. Oboje próbują dotrzeć do taniego hoteliku, którego właścicielem okazuje się ojciec dziewczynki i który już ułożył sobie życie z inną kobietą. Zaczynające ją motto "Ameryka nie istnieje. Wiem, bo tam byłem" Alaina Resnais (tego od filmu Hiroszima, moja miłość) odnajduje tu swoje uzasadnienie.
Ale i tę powieść odłożyłem dla znakomitej powieści ukraińskiego pisarza Serhija Żadana Internat. To zapis trzech dni peregrynacji nauczyciela, takiego kogoś, kto sobie jakoś próbuje ułożyć życie w nic się nie angażując i nawet godząc się na dziejące wokół niego niegodziwości. Stara się on dostać do centrum miasta ogarniętego trwającą wciąż wojną z dążącą do jego zajęcia Rosją, żeby odebrać z internatu siostrzeńca. To cała epopeja dziejąca się w krótkim czasie na niewielkiej przestrzeni, która pokazuje prawdziwość powiedzenia, że jak ktoś nie interesuje się polityką. to nie znaczy, że prędzej czy później polityka zainteresuje się nim. I trzeba będzie się wobec niej określić.
Gęsta, pełna zaskakujących metafor, proza artystyczna. Choć widać, że tu i ówdzie zbyt pospiesznie spolszczona. Czytam uważnie, bo jej sens tkwi nie tylko we w gruncie dość prostej historii, ale właśnie w sposobie narracji.
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz