sobota, 29 grudnia 2018

Lem i Lipska korespondują i rozmawiają ze sobą


Wiele razy zaznaczałem, że lubię nie tylko czytać powieści, ale i poznawać mistrzów "pióra od kuchni" - czytać ich autobiografie, dzienniki, wspomnienia, w których odsłaniają swoje zainteresowania i [pasje, relacje z innymi ludźmi,  zapatrywania polityczne i światopoglądowe. Interesujące jest dla mnie mnie też, skąd pisarze czerpią podniety do kolejnych opowiadań, powieści czy wierszy.
Starałem się nie przegapić wywiadów ze Stanisławem Lemem, człowiekiem o ogromnej wiedzy i przenikliwości, dzięki czemu jego oceny aktualnej rzeczywistości oraz prognozy na przyszłość warte były dla mnie szczególnej uwagi.
Niedawno sięgnąłem po książkę syna pisarza, Tomasza.  Ale jej autor nieco przesadził - jak na mój gust - w anegdotyczności swoich wspomnień o ojcu. Połknąłem za to w dwa wieczory korespondencję pisarza ze znakomitą krakowską poetką Ewą Lipską. Pod tajemniczym tytułem Boli tylko, gdy się śmieję. Wziętym z opowiedzianej przez Lema anegdoty o pewnym człowieku znalezionym w rowie przydrożnym z nożem w plecach. Na pytanie przechodnia, który go odnalazł i spytał, czy go ten nóż nie boli, odpowiedział właśnie jak wyżej.
Zaczęli wymieniać  ze sobą listy w 1983 r., gdy Lemowie zamieszkali w Wiedniu i pisywali do 1991 r., kiedy to poetka osiadła w Wiedniu na kilka lat jako dyrektorka Instytutu Polskiego,  zaś Lemowie wrócili do Krakowa, gdzie czekał na nich pięknie urządzony dom na osiedlu Kliny. Pisują o sprawach zwyczajnych: Lem u urządzaniu się, odczuciach związanych z miejscem zamieszkania, o odwiedzających go krajanach (o Bartoszewskim pisze "krzykliwy Władzio), o pobytach w szpitalach, o lekturach (zachwyciło go "Imię róży" Eco, a odkryciem stała się twórczość Nikołaja Leskowa), o kolejnych wydaniach swoich książek w świecie oraz o tym, jak jego twórczość i on sam są przedmiotem badań i publikacji. Pisze o tym niby z dystansem,  ale nie potrafi ukryć, że cieszy go to.
Ewa Lipska pisze zaś o sytuacji politycznej w Polsce, o sytuacji pisarzy, spotkaniach autorskich w całej Polsce, o podróżach i o edycjach własnych wierszy, także za granicą. Ale  też o postępach w krawiectwie, oczywiście na własny użytek.
Koresponduje też z synem pisarza, odbywającym studia na uniwersytecie Princeton, który barwnie opisuje życie studenckie w tej uczelni, a swoje listy ilustruje udatnymi rysunkami.
Tom kończą trzy wywiady: o samochodach (już ze wspomnień Tomasza Lema wyziera obraz pasjonata motoryzacji), którymi interesował się już przed wojną, a w czasie wojny krótko pracował u niemieckiego właściciela warsztatu mechaniki samochodowej, o snach (Lem imponuje tu rozległymi lekturami z zakresu psychologii, za nic mając jednak psychoanalizę) oraz o sytuacji politycznej i społecznej u progu XXI wieku. Oraz o sobie i swojej żonie Barbarze. Trochę tu nostalgii za dawnymi czasami dla kultury i narzekań na tandetę współczesnej kultury, a literatury w szczególności. Przyznał, że dla niego wzorem kompozycji powieści był... Sienkiewicz. Stale wracał do jego powieści, w których pisarz, jak mało kto umiał  wiązać koniec z końcem, choć z rachub wyszło mu, że gdy Wołodyjowski ją poślubił, miała już 39 lat!
Nie da się tu pokazać błyskotliwości obojga (a właściwie trojga) rozmawiających osób.  To trzeba przeczytać.
PS.

Moja przyszłość wciąż niejasna. W przyszłym tygodniu czeka mnie decydująca, jak przypuszczam, rozmowa
Boli tylko, gdy się śmieję... Listy i rozmowy - Lipska Ewa, Lem Stanisław, Lem Tomasz

1 komentarz: