niedziela, 3 września 2017

Kraków, Krupnicza 22

Ten adres zaczął coś dla mnie znaczyć we wrześniu 1969 r., gdym odbywał praktykę w nieistniejącej już dziś Bibliotece Miejskiej w Krakowie. Wraz z kolegami i koleżankami przybyłymi z Wrocławia zostaliśmy oprowadzeni po ważnych obiektach miasta. W ramach wycieczki stanęliśmy przed niczym nie wyróżniającą się wielką kamienicą z szyldami "Związek Literatów Polski. Oddział w Krakowie" i chyba też "Dom Literatów" i oprowadzająca nas wspaniała bibliotekarka pani Sława Vogel poinformowała nas, że mieszkają tu lub mieszkali wszyscy najwięksi pisarze polscy między innymi Gałczyński, Andrzejewski, Peiper, Różewicz, Szaniawski i inni. Zaś obecnie mieszkają wszyscy wybitni pisarze krakowscy, z których coś mówiły mi nazwiska Poświatowskiej, Kwiatkowskiego (Tadeusza, bo mieszkał też krytyk literacki Jerzy), Miecugowa (Brunona, ojca Grzegorza, bo czytywałem jego zabawne felietony w "Przekroju"), Mrożka, Mortkowicz-Olczakowej, Filipowicza i Szymborskiej. Pisywali bowiem do wydawanych w Krakowie czytanych przeze mnie regularnie "Przekroju" oraz "Życia Literackiego".
Ale że pani Sława zorientowała się, że dość dobrze orientuję się w literaturze współczesnej i że ona mnie interesuje, oddelegowany zostałem do pomocy dzisiejszemu profesorowi polonistyki, a wówczas stażyście w bibliotece Aleksandrowi Fiutowi w przygotowaniu wystawy dorobku pisarzy krakowskich na XXV-lecie PRL, miałem możność poznania całej galerii tamtejszych literatów, zarówno będących lokatorami domu przy Krupniczej (do którego zresztą raz czy dwa poszliśmy po materiały), jak i "na mieście" m.in. Władysława Machejka, Stanisława Lema czy małżeństwo Martę (podpisującej się jako Stebnicka) i Ludwika Jerzego Kernów. Przynosili bowiem swoje książki lub mniejsze utwory drukowane w antologiach czy w pismach literackich.
I sentyment do tego adresu, jak i do całego Krakowa,  a w szczególności do "Jamy Michalikowej" został mi do dziś.


Dlatego też gdy trafiła w moje ręce książka Anny Grochowskiej Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą : o Domu Literatów (Kraków,  Księgarnia Akademicka 2017) uznałem, że muszę ją dodać do moich domowych zbiorów cracowianów. I oczywiście szybko przeczytałem.
W rezultacie lepiej znam historię samej kamienicy, łącznie ze stojącymi wcześniej w tym miejscu innych domów, jego topografię oraz chyba kompletną listę lokatorów owego Domu 40 Wieszczów, jak go żartobliwie nazywano. Autorka podaje interesujące charakterystyki nietuzinkowych osobowości, ich dziwactw i dziwactewek, nierzadko spotykanych skłonności do alkoholu i - co tu kryć - zachęca przy okazji do poznania ich twórczości. Zwłaszcza tych pisarzy, których książki leżą na półkach bibliotecznych lekko przykurzone.
Ale mamy tu też sylwetki osób z personelu Domu Literatów, w tym słynną panią Lolę, czyli  wieloletnią szatniarkę Karolinę Surówkę, której  ukwieconymi przezabawnie monologami popisywał się najpierw przy prywatnych spotkaniach, a potem już na estradzie i w programach telewizyjnych wybitny poeta i nie mniej wybitny polonista Bronisław Maj.
W Domu Literatów mieścił się też krakowski Oddział Związku Literatów Polskich, któremu jako pierwszy przewodniczył Jerzy Andrzejewski, a najdłużej, przez około dwadzieścia lat, aż do śmierci Stefan Otwinowski. Tu też odbywały się spotkania zawiązanego jeszcze w latach czterdziestych Koło Młodych, pod troskliwą opieką doświadczonych pisarzy, m.in. Adama Włodka oraz Wilhelma Macha. Im literatura polska i literaturoznawstwo zawdzięcza narodzenie się lub przynajmniej ukształtowanie wiele literackich talentów, jak np. Jan Błoński, Ludwik Flaszen, Andrzej Kijowski, Ryszard Kłyś, Sławomir Mrożek czy Stanisław Czycz. 

W 1979 r. na skutek planowanego koniecznego remontu literaci i ich związek  musieli przenieść się z ul. Krupniczej na ul. Kanoniczą, gdzie jednak już brakło tej atmosfery,  a w stanie wojennym ZLP został rozwiązany. Potem powstał on na nowo, ale weszli doń tylko pisarze popierający ówczesną władzę, zaś większość pisarzy, mających znaczącą renomę albo przystąpiła do niezależnego od władz Związku Pisarzy Polskich, albo do innych organizacji, albo uznało, że zrzeszanie się nie jest im potrzebne. Nie trzeba już było bowiem zabiegać o przydział papieru czy maszyn do pisania, ani żywić się w stołówce. A o przydział talonu na samochód już nie wypadało im się ubiegać. Choć wcześniej nimi nie gardzono.
Autorka dość oszczędnie gospodaruje anegdotami, których mnóstwo zebrał i opublikował w swoich książkach Tadeusz Kwiatkowski.  Przypomina jednak o tym, jak znany jako współautor podręcznika ortografii polskiej Witold Taszycki, stołujący się w Domu Literatów, a kroczący zwykle tak dostojnie, że jego uniwersytecki kolega Stanisław Pigoń mawiał o nim jako o jednoosobowej procesji zapytał był prowadzącą stołówkę Jadwigę Wykową (przez pewien czas Kazimierz i Jadwiga Wykowie byli lokatorami Domu) równie dostojnie "Jakaż to zupa jest dzisiaj, pani Jadwigo?" otrzymał odpowiedź od Gałczyńskiego: "Prawdę mówiąc, chujowa".
W dawnym Domu 40 Wieszczów byłem ostatnio dwa lata temu.  Stoi jak stał. Ale tylko dlatego, że mieści się tam niewielki lokal gastronomiczny, do którego zaprosił mnie mój szef sprzed paru i parunastu lat mieszkający obecnie w Krakowie prof. Marian Huczek. Śladów remontu sprzed 40 lat jednak nie widać.
Ale kawę podają dobrą.

2 komentarze:

  1. Mieszkal tam tez mało wspominany wujek mojej matki Stanisław Skoneczny pochodzący z Radomia

    OdpowiedzUsuń
  2. Autorka książki wspomina o nim i jego sporach z Janem Bolesławem Ożogiem

    OdpowiedzUsuń