poniedziałek, 21 listopada 2016

Teodor Parnicki - zapiski z ostatnich lat życia

Ze wstydem przyznaję, że nie przeczytałem żadnej z licznych powieści Teodora Parnickiego. Nie wiem czemu, ale nie gustuję w powieściach historycznych. Ale że Teodor Parnicki wielkim pisarzem był, postanowiłem przeczytać jego Dzienniki z lat osiemdziesiątych, wydane kilka lat temu przez krakowskie Wydawnictwo Literackie, z którego redaktorami pisarz utrzymywał przyjazne kontakty, ale jako autor wierny był "Pax"-owi, choć ostatnimi laty oddawał swoje teksty do druku w Wydawnictwie Poznańskim.
Do sięgnięcia po tę książkę przymierzałem się od dawna, a pociągał mnie w niej to, że opis niemal każdego dnia pisarz zaczynał od odnotowania, że pił alkohol bądź, że był to dzień bez alkoholu. Mogło więc zdawać się, że autor miał z tym jakiś problem. Ale nic z tego! Można sądzić tylko, że starał się pić nader umiarkowanie, co mu się zresztą udawało. Fakt, że zaczął pisać swe dzienniki będąc już po "siedemdziesiątce" i wtedy umiar był już wskazany. Ale cóż on wypijał?! Najwyżej dwa kieliszki mocniejszego trunku (od tzw. wódek gatunkowych, po tequilę lub brandy, bo za whisky raczej nie przepadał) lub wyjątkowo trochę więcej wina. Ale miewał całkiem często dni bez alkoholu, zwłaszcza w okresach złego samopoczucia lub choroby.

Mając jednak w alkoholach pewne upodobanie otrzymywał je przy rozmaitych okazjach - imienin, urodzin, rocznic ślubu z drugą żoną Eleonorą lub przybycia do Polski z Meksyku. Urodzony w Charbinie w Chinach i osiadły potem we Lwowie został w czasie wojny uwięziony przez NKWD, potem przez krótki czas pracował w polskiej ambasadzie w Kujbyszewie, po czym odbył szlak z Armią Andersa, by osiąść w Meksyku, gdzie był polskim attache kulturalnym. Do Polski wrócił na stałe w 1967 r. W tym czasie zdalnie rozwiódł się i ponownie ożenił. W dzienniku szczegółowo odnotowywał, kto z jakim prezentem przyszedł, odnotowując nawet markę alkoholu i kraj pochodzenia, lub co otrzymał w drodze przesyłki. W stanie wojennym równie mocno cieszyły go papierosy, był bowiem wręcz nałogowym palaczem.
Można było się spodziewać, że pisarz zawrze w swym dzienniku jakiś swój stosunek do świata zewnętrznego, wszak pisał go w czasie gdańskiego Sierpnia i wprowadzenia stanu wojennego. Owszem same fakty odnotował, ale odczucia odnosiły się tylko do trudności w zdobyciu papierosów. Bo inne problemy natury aprowizacyjnej go nie dotykały: otrzymywał wysokie honoraria, stypendia, wraz z żoną miał prawo do leczenia w szpitalu rządowym, a poza tym regularnie otrzymywał przydziały reglamentowanych artykułów żywnościowych. W co lepsze produkty i alkohole zaopatrywał się w sklepach dewizowych.
Starał się unikać wszelkich aktów o charakterze politycznym. Odmawiał członkostwa w gremiach politycznych zapraszany przez władze, jak i np. podpisów pod protestami pod adresem władz. Wywiadów udzielał tylko pismom związanych z "Pax"-em. Kiedy zaproponowano mu, że któraś z powieści będzie czytana w radiu zmartwieniem dla pisarza było to, jak to odbierze środowisko literackie, wszak było to radio "reżimowe". Podobne rozterki, zakończone zresztą decyzją na "tak" miał w związku ze zrealizowanym cyklem rozmów telewizyjnych o jego pisarstwie.
I w ogóle koncentrował się tylko na sobie i swoim codziennym życiu. Notatki z poszczególnych dni sprowadzały się do picia lub nie picia alkoholu, pisania kolejnych powieści z odnotowaniem liczby stron i ewentualnie, czy przy tym pił alkohol, odwiedzin (najczęściej bywali u nich Zygmunt Lichniak z "Pax"-u, dzieci mieszkającego w sąsiedztwie nieżyjącego już Jana Parandowskiego, redaktor naczelny "Literatury na świecie" Wacław Sadkowski i zaprzyjaźnieni lekarze), odbytych rozmów telefonicznych (tu pojawia się poza wymienionymi wyżej najczęściej pisarz Ryszard Kurylczyk i wrocławski polonista Jacek Łukasiewicz), lektur (głównie rozpraw historycznych), a w ostatnich latach także pobyty w przychodniach lekarskich i szpitalach. Ale zmarł nie z chorób związanych z wiekiem. Dziennik kończy się skanem notatki napisanej przez żonę pisarza "5. XII. 1988 o godzinie 12.30 Teodor zmarł nagle w swoim fotelu".

Można rzec, że nikt tak dobitnie nie zrealizował Gombrowiczowskiej recepty na dziennik pisarza (Poniedziałek - ja, wtorek - ja, środa  - ja...) niż Parnicki. A już zwłaszcza autor "Ferdydurke".

 Dzienniki z lat osiemdziesiątych



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz