Konflikt na Ukrainie powoli przesłaniany jest przez nowe wydarzenia i interesuje już chyba tylko samych Ukraińców, którzy mają prawo czuć się opuszczonymi przez Europę i świat. Nie może więc dziwić, że tzw. Euromajdan stał się już tematem na poły historycznym. Tak go widać było w zbiorze reportaży i esejów "Zwrotnik Ukraina", o którym tu pisałem i tak o nim pisze znany reporter Grzegorz Szymanik w książce "Motory rewolucji" (Wołowiec, Wydawnictwo Czarne, 2015).
Zebrał on reportaże o ludziach żyjących we współczesnych satrapiach: na Ukrainie Janukowycza, w Białorusi Łukaszenki, w Czeczenii Kadyrowa, Rosji Putina i azjatyckich krajach poradzieckich oraz w krajach Afryki Północnej.
We wszystkich tych krajach mniej więcej to samo: pobicia lub morderstwa z rąk "nieznanych sprawców", rewizje w mieszkaniach, uwięzienia lub porwania, te ostatnie kończące się na ogół brakiem jakichkolwiek wieści, co oznacza pogodzenie się rodziny ze śmiercią. Oczywiście, w różnych krajach nasilenie tych zdarzeń jest rozmaite, , brutalność wobec ludzi zróżnicowana, ale istota rządów autorytarnych lub totalitarnych mniej więcej ta sama.
Autor pokazuje je poprzez losy pojedynczych ofiar terroru lub ich rodzin, co pozwala zrozumieć dramat tych ludzi, ich poczucie beznadziei lub bunt, niezgodę na istniejący stan rzeczy. Dlatego pewnie nadał zbiorowi taki a nie inny tytuł. Uważa bowiem, że to ludzie, których osobiście dotknął terror są potencjalnymi rewolucjonistami. Euromajdan zdaje się być tego najlepszym przykładem.
Mojej żonie przyniosłem niedawno do poczytania książkę mieszkającej w Anglii polskiej autorki Krystyny Kaplan "Zdarzyło się w Marienbadzie : miłość, polityka, intryga". (Warszawa : PWN, 2012). Uwinęła się z nią dość szybko i oddała. Już chciałem ja włożyć do teczki, ale jeszcze rzuciłem na nią okiem. I po przeczytaniu dwóch czy trzech pierwszych akapitach wstępu, w którym autorka opisała genezę książki, uznałem, że może warto ją przeczytać.Żeby w lekkiej literackiej formie poznać fragment dziejów królestwa oraz świat kurortów i ich bywalców na początku minionego wieku.
Impuls dała autorce złożona przez nią przysięga obywatelska, gdy przyznano jej obywatelstwo brytyjskie. Rota zawiera zapewnienie o lojalności i wierności królowej brytyjskiej. I to dało jej impuls do zajęcia się historią królów Zjednoczonego Królestwa. Mając sposobność pobytu w dzisiejszych Mariańskich Łaźniach dowiedziała się o bywaniu tam króla Edwardsa VII. Sięgnęła więc do archiwów, dzięki którym mogła napisać fabularyzowaną historię jednego z miesięcznych pobytów monarchy w tym miejscu. Król ten miał tego samego pecha, co obecny książek Karol: jego matka, króla Wiktoria nieprzyzwoicie długo żyła, w wyniku czego Edward został królem będąc już w starszym wieku. Jako następca tronu zwykł mawiać :Nie przeszkadza mi modlenie się do Wiecznego Ojca, ale jestem prawdopodobnie jedynym człowiekiem w kraju, którego dotknęło posiadanie wiecznej matki".
Jego panowanie trwało raptem siedem lat i upływało głównie na miłym spędzaniu czasu w kurortach całej Europy, w tym zwykle w sierpniu właśnie w Marienbadzie. Gdziekolwiek był mógł podejmować ważne decyzje, gdyż towarzyszyli mu w pobytach ministrowie, wyżsi dowódcy wojskowi oraz gromada doradców, a w razie potrzeby wzywał do przyjazdu ministrów lub premiera. A że zdarzało się, że w modnych uzdrowiskach wypoczywały inne znakomitości polityki, więc można było też prowadzic rozmowy o polityce międzynarodowej.
Autorka tak skonstruowała opowieść, że w jednym miesiącu początku XX wieku skumulowała najprawdopodobniej zdarzenia z kilku lat, co pozwoliło jej opisać spotkanie króla z cesarzem Franciszkiem Józefem, Zygmuntem Freudem oraz innymi znanymi postaciami tamtych czasów. A do tego dodała częste wtedy podobno knowania anarchistów, romans króla z urodziwą producentką kapeluszy a nawet zamach (lub raczej zamaszek) na niego, z którego oczywiście wyszedł cało.
Ot, taka bezpretensjonalna historia, która jednak wzbogaca wiedzę o dawnych czasach.
Po remoncie łazienki, który zaczyna się u nas jutro i jak dobrze pójdzie skończy się w dwa tygodnie, napiszę o tym, co przeczytałem w książce prof. Stanisława Obirka "Polak katolik?" Na razie rozumiem, skąd na końcu tytułu znak zapytania. Otóż autor zdaje się mówić, że to, co Polacy w większości wyznają, a co do wierzenia i praktykowania im hierarchowie i kapłani Kościoła podają, niewiele ma wspólnego z katolicyzmem.
Po remoncie łazienki, który zaczyna się u nas jutro i jak dobrze pójdzie skończy się w dwa tygodnie, napiszę o tym, co przeczytałem w książce prof. Stanisława Obirka "Polak katolik?" Na razie rozumiem, skąd na końcu tytułu znak zapytania. Otóż autor zdaje się mówić, że to, co Polacy w większości wyznają, a co do wierzenia i praktykowania im hierarchowie i kapłani Kościoła podają, niewiele ma wspólnego z katolicyzmem.
> Zebrał on reportaże o ludziach żyjących we współczesnych satrapiach: na
OdpowiedzUsuń> Ukrainie Janukowycza, w Białorusi Łukaszenki, w Czeczenii Kadyrowa,
> Rosji Putina
> i azjatyckich krajach poradzieckich oraz w krajach Afryki Północnej.
O, właśnie niedawno mi zabrakło takiego określenia "o ludziach żyjących we współczesnych satrapiach" gdy odwiedziła mnie w łykend dawna podwładna, która szczęśliwie wyprowadziła się z Biblioteki przed kilkunastu laty i pytała się jak się teraz pracuje w Bibliotece Uniwersyteckiej. Opisywania poszczególnych epizodów z ostatnich lat brzmiało dla niej niezwykle egzotycznie. Sądzę że użycie frazy, że żyję we współczesnej satrapii plus Jej wyobraźnia wyjaśniło by wszystko.
Ktoś ze współczesnej satrapii
Oby się to określenie dla opisu własnego otoczenia więcej nie przydawało!
UsuńGość: JG IP: *.dynamic-ra-4.vectranet.pl 22.10.15, 01:25
OdpowiedzUsuń