Powierzenie przez Zarząd Miasta Wrocławia zarządzanie siecią bibliotek miejskich Andrzejowi Ociepie, w okresie PRL-u nauczycielowi historii oraz lokalnemu działaczowi opozycji demokratycznej, a potem działaczowi samorządowemu wiąże się z nieustającymi zmianami na mapie bibliotecznej naszego miasta, co spowodowało też zwrócenie na bibliotekarstwo Wrocławia oczu całej bibliotekarskiej Polski. Podejmuje on bowiem działania odważne, łamiące wieloletnie przyzwyczajenia i przez to budzące kontrowersje.
Zaczął od czegoś, co sam postulowałem od trzydziestu lat, czyli od zastąpienia pięciu (a może wtedy już trzech?) bibliotek dzielnicowych jedną biblioteką miejską. Irytowało mnie, że wracający z zagranicznych, także zaoceanicznych podróży służbowych dyrektorzy bibliotek publicznych opowiadali o sieciach bibliotek miast metropolitalnych (np. Chicago czy Londynu), których szczyt stanowiły biblioteki miejskie, nie widzieli niczego niewłaściwego, że w półmilionowym Wrocławiu jest pięć bibliotek dzielnicowych, a potem już tylko trzy. Ich dyrektorzy tłumaczyli, że dzięki temu można lepiej poznawać lokalną specyfikę publiczności czytelniczej. Jakby publiczność nowojorska czy paryska były homogeniczne! W końcu specyfikę zainteresowań czytelniczych lepiej rozpoznają zespoły biblioteczne poszczególnych filii. I tak było i jest nadal.
Kontrowersje wzbudzają jednak inne kierunki działania: budowa lub adaptacja lokali na większe biblioteki w miejsce kilku (od dwóch do pięciu) dotychczasowych filii, liczących nie więcej niż 100 metrów kwadratowych powierzchni, mieszczących się w starych kamienicach lub zaadaptowanych na ten cel mieszkaniach w blokach spółdzielczych, oddawanych do użytku w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych, jak np. na osiedlu Popowice, na którym mieszkam.Nierzadko lokale te przestały już spełniać kryteria higieniczne odpowiadające potrzebom miejsc użyteczności publicznej. Ich zaletą była jednak bliskość od miejsc zamieszkania oraz wytworzone przez lata więzi między bibliotekarzami a czytelnikami, które mogły w pewnym stopniu lepiej rozpoznawać zainteresowania, a także stwarzać atmosferę lokalnego klubu towarzyskiego, ważną zwłaszcza dla osób starszych, czasem nie mających wielu okazji porozmawiania z kimkolwiek.
Jakby tego było mało, dyrektor Ociepa w kilku przypadkach nowe filie biblioteczne zlokalizował przy szkołach, dzięki czemu włączane były do nich dotychczasowe biblioteki szkolne oraz ich personel, który tracił status nauczycieli bibliotekarzy z właściwymi im przywilejami i dołączał do grupy pracowników samorządowych. Mniej ważne zaś stawało się to, że biblioteka mogła w nowym lokalu służyć uczniom i nauczycielom nie do 14.00 czy 15.00, lecz do 19.00 oraz w soboty i przez przynajmniej jeden miesiąc wakacyjny.
Kontrowersje wzbudza tez fakt, że nowe biblioteki są zinformatyzowane, co wymaga nabycia nowych umiejętności przez bibliotekarzy oraz przez czytelników, którzy podobno nie potrafią korzystać z komputerów i internetu. Owszem, znaczna część seniorów nie jest z tą technika oswojona, ale akurat ta, która czyta książki i zwykła bywać w bibliotekach. Które nb. organizują dla starszych ludzi kursy komputerowe, w wyniku których nabywają oni umiejętności znacznie wykraczających poza te niezbędne do korzystania z katalogu bibliotecznego.
Z natury rzeczy tworzenie nowej filii w miejsce trzech czy czterech zwiększa dystans części publiczności potrzebny do trafienia do biblioteki. Ale krytycy zdają się nie zauważać, że niemal każdy jeździ dziś samochodem (inna sprawa, że rzadkością są parkingi w pobliżu bibliotek) i znacznie poprawiło się funkcjonowanie komunikacji miejskiej, która jest bardziej niewodna oraz zapewnia pojazdy dostosowane do ludzi starszych, coraz częściej niskopokładowe i z wysuwanymi podjazdami dla wózków inwalidzkich. No i nowe lokale biblioteczne są łatwo dostępne dla niepełnosprawnych.
Przytoczone przeze mnie w wyborze argumenty za i przeciw znalazły się w publikacji w piątkowym lokalnym dodatku do "Gazety Wyborczej". Pierwszą jej część stanowią wynurzenia anonimowego bibliotekarza, który widzi właściwie same ciemne strony zmian w sieci i organizacji bibliotek publicznych, drugą zaś wypełnia wypowiedź dyrektora Ociepy, który wrażeniom i wyobrażeniom przeciwstawia statystyki, wyraźnie przemawiające za sensownością realizowanej reformy. Ilustrują one wyraźny wzrost liczby bywających w bibliotekach czytelników (zwłaszcza w wieku starszym!) oraz dokonanych przez nich wypożyczeń. Zwraca on też uwagę na to, że miasto musi brać pod uwagę rozbudowę aglomeracji wrocławskiej i że mieszkańcy peryferyjnych osiedli też mają prawo do korzystania z usług bibliotek publicznych i że planowane są - na razie dwie - biblioteki, których oferta wykroczy poza tradycyjnie pojmowane funkcje bibliotek.
Wytyka się, że niektóre nowe biblioteki powstały w lokalach zbudowanych na inne cele i że adaptacja ich była kosztowna. Ale czy adresatem tego wytyku powinien być dyrektor Biblioteki Miejskiej? Należałoby postawić pytanie: co jest bardziej kosztowne: niszczejący nieużywany gmach, czy działająca w jego wnętrzu nowoczesna biblioteka? Nawet, gdy koszty jej utrzymania są wyższe niż w uinnych lokalach.
W maju dwukrotnie odwiedziłem taką bibliotekę w gmachu budowanym jako hala targowa. o nazwie "Grafit". Jest to właściwie duże centrum usługowo-biurowe, którego biblioteka (będąca efektem połączenia czterech dotychczasowych filii zlokalizowanych w kamienicach z tzw. starego budownictwa) jest jakby głównym lokatorem. Ale są tam też biura różnych firm, biura prawnicze, apteka, a kto wie, czy już nie zainstalowała się tam planowana przychodnia lekarska. Z pewnością takie sąsiedztwo sprzyja bibliotece i pewnie przysporzy jej czytelników..
Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem reformy przeprowadzanej przez Andrzeja Ociepę. Podziwiam jego odwagę i upór w realizacji założonych celów i jestem pewien, że historia zapamięta go jako reformatora i budowniczego bibliotek publicznych.. Ale zdaję sobie sprawę, że przeciwników tych rozwiązań i sposobu ich przeprowadzania jest tylu mniej więcej, co zwolenników. Zastanawiam się więc, czy nie ma tu miejsca na szerszą debatę w tej sprawie. Ale wtedy pojawia się pytanie, co ona miałaby dziś dać? Zawrócenie z obranej drogi raczej sensu nie ma. Ale do rozważenia są być może korekty.
Żałuję, że mieszkańcy Wrocławia nie angażują się w dyskusje nad lokalizacją i ofertą bibliotek tak, jak w lokalizację sklepów monopolowych, budowę linii tramwajowych czy sensowność budowy metra. Czyżby byli zadowoleni z wprowadzanych zmian, a nie podobają się one tylko anonimowym bibliotekarzom?
Jakby tego było mało, dyrektor Ociepa w kilku przypadkach nowe filie biblioteczne zlokalizował przy szkołach, dzięki czemu włączane były do nich dotychczasowe biblioteki szkolne oraz ich personel, który tracił status nauczycieli bibliotekarzy z właściwymi im przywilejami i dołączał do grupy pracowników samorządowych. Mniej ważne zaś stawało się to, że biblioteka mogła w nowym lokalu służyć uczniom i nauczycielom nie do 14.00 czy 15.00, lecz do 19.00 oraz w soboty i przez przynajmniej jeden miesiąc wakacyjny.
Kontrowersje wzbudza tez fakt, że nowe biblioteki są zinformatyzowane, co wymaga nabycia nowych umiejętności przez bibliotekarzy oraz przez czytelników, którzy podobno nie potrafią korzystać z komputerów i internetu. Owszem, znaczna część seniorów nie jest z tą technika oswojona, ale akurat ta, która czyta książki i zwykła bywać w bibliotekach. Które nb. organizują dla starszych ludzi kursy komputerowe, w wyniku których nabywają oni umiejętności znacznie wykraczających poza te niezbędne do korzystania z katalogu bibliotecznego.
Z natury rzeczy tworzenie nowej filii w miejsce trzech czy czterech zwiększa dystans części publiczności potrzebny do trafienia do biblioteki. Ale krytycy zdają się nie zauważać, że niemal każdy jeździ dziś samochodem (inna sprawa, że rzadkością są parkingi w pobliżu bibliotek) i znacznie poprawiło się funkcjonowanie komunikacji miejskiej, która jest bardziej niewodna oraz zapewnia pojazdy dostosowane do ludzi starszych, coraz częściej niskopokładowe i z wysuwanymi podjazdami dla wózków inwalidzkich. No i nowe lokale biblioteczne są łatwo dostępne dla niepełnosprawnych.
Przytoczone przeze mnie w wyborze argumenty za i przeciw znalazły się w publikacji w piątkowym lokalnym dodatku do "Gazety Wyborczej". Pierwszą jej część stanowią wynurzenia anonimowego bibliotekarza, który widzi właściwie same ciemne strony zmian w sieci i organizacji bibliotek publicznych, drugą zaś wypełnia wypowiedź dyrektora Ociepy, który wrażeniom i wyobrażeniom przeciwstawia statystyki, wyraźnie przemawiające za sensownością realizowanej reformy. Ilustrują one wyraźny wzrost liczby bywających w bibliotekach czytelników (zwłaszcza w wieku starszym!) oraz dokonanych przez nich wypożyczeń. Zwraca on też uwagę na to, że miasto musi brać pod uwagę rozbudowę aglomeracji wrocławskiej i że mieszkańcy peryferyjnych osiedli też mają prawo do korzystania z usług bibliotek publicznych i że planowane są - na razie dwie - biblioteki, których oferta wykroczy poza tradycyjnie pojmowane funkcje bibliotek.
Wytyka się, że niektóre nowe biblioteki powstały w lokalach zbudowanych na inne cele i że adaptacja ich była kosztowna. Ale czy adresatem tego wytyku powinien być dyrektor Biblioteki Miejskiej? Należałoby postawić pytanie: co jest bardziej kosztowne: niszczejący nieużywany gmach, czy działająca w jego wnętrzu nowoczesna biblioteka? Nawet, gdy koszty jej utrzymania są wyższe niż w uinnych lokalach.
W maju dwukrotnie odwiedziłem taką bibliotekę w gmachu budowanym jako hala targowa. o nazwie "Grafit". Jest to właściwie duże centrum usługowo-biurowe, którego biblioteka (będąca efektem połączenia czterech dotychczasowych filii zlokalizowanych w kamienicach z tzw. starego budownictwa) jest jakby głównym lokatorem. Ale są tam też biura różnych firm, biura prawnicze, apteka, a kto wie, czy już nie zainstalowała się tam planowana przychodnia lekarska. Z pewnością takie sąsiedztwo sprzyja bibliotece i pewnie przysporzy jej czytelników..
Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem reformy przeprowadzanej przez Andrzeja Ociepę. Podziwiam jego odwagę i upór w realizacji założonych celów i jestem pewien, że historia zapamięta go jako reformatora i budowniczego bibliotek publicznych.. Ale zdaję sobie sprawę, że przeciwników tych rozwiązań i sposobu ich przeprowadzania jest tylu mniej więcej, co zwolenników. Zastanawiam się więc, czy nie ma tu miejsca na szerszą debatę w tej sprawie. Ale wtedy pojawia się pytanie, co ona miałaby dziś dać? Zawrócenie z obranej drogi raczej sensu nie ma. Ale do rozważenia są być może korekty.
Żałuję, że mieszkańcy Wrocławia nie angażują się w dyskusje nad lokalizacją i ofertą bibliotek tak, jak w lokalizację sklepów monopolowych, budowę linii tramwajowych czy sensowność budowy metra. Czyżby byli zadowoleni z wprowadzanych zmian, a nie podobają się one tylko anonimowym bibliotekarzom?
Idąc tym rozumowaniem powinna być we Wrocławiu jedna biblioteka dla wszystkich studentów. Same korzyści. Jeden budynek. Oszczędności na etatach. Lepsze możliwości negocjowania cen.
OdpowiedzUsuńPoszerzone godziny otwarcia. Same plusy.
Co do zaangażowania mieszkańców to byli oni za pozostawieniem zlikwidowanych bibliotek dzielnicowych. Protestowali, ale powiedziano im że Ociepa pomógł Dutkiewiczowi zapełnić część stojącego bezużytecznie Grafitu i nie ma gadania.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo to pójdźmy w drugą stronę tego sposobu rozumowania, który Pan(i) proponuje i uszczęśliwmy Wrocławian tworząc biblioteki na każdym rogu ulicy i na każdym skwerku.
UsuńJeśli zaś idzie o biblioteki uczelniane, to w świecie od lat osiemdziesiątych tworzy się campusy z jedną biblioteką w ich centrach, w Polsce zaś w miejsce małych bibliotek zakładowych (instytutowych, katedralnych) tworzy się biblioteki wydziałowe, a w Katowicach od dwóch lat niespełna działa biblioteka akademicka jako międzyuczelniana.|
A ludzie protestują w obliczu rozmaitych zmian: budowy autostrad, stawiania wiatraków wytwarzających energię, przenosin przystanków komunikacji miejskiej, wymiany płyt chodnikowych itd. Czyli co, władze gmin, powiatów mają nic nie robić, bo naruszą czyjeś przyzwyczajenia?Przeczytałem kiedyś taki aforyzm: "Ludzie boja się zmian. Nawet na lepsze".
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń