poniedziałek, 11 maja 2015

Guentera Grassa droga do literatury

Po śmierci noblisty napisałem na Facebooku, że przeczytałem tylko jedną jego książkę Blaszany bębenek, wedle niektórych jedyną wartą lektury książkę tego pisarza. Ktoś, kto przeczytał mój wpis zasugerował mi przeczytanie autobiografii zatytułowanej Przy obieraniu cebuli.
I po parę, paręnaście, w porywach parędziesiąt stron dziennie, a właściwie wieczornie, doszedłem do ostatniej , 426. strony.
Warto było. Nie jest to wielka literatura, ale napisana zręcznie, , niepozbawiona ogólniejszych obserwacji i zdań, które można potraktować jak aforyzmy.W bardziej dosłowny sposób oddaje klimat międzywojennego Gdańska, miasta wielokulturowego, ale jednak z przewagą żywiołu niemieckiego, widzianego oczami dziecka i nastolatka., obdarzonego zdolnością dostrzegania szczegółów, bo jednak drzemała w nim natura przyszłego wielostronnie utalentowanego artysty. Zanim bowiem uzyskał sławę wybitnego powieściopisarza dał się poznać jako ceniony i nagradzany poeta oraz pobierający nauki w kilku niemieckich akademiach sztuk pięknych malarz i rzeźbiarz.



Z pozycji nastoletniego niemieckiego patrioty, urobionego przez nazistowska propagandę, odmalował swoje zaangażowanie jako członek organizacji paramilitarnej, a potem żołnierz frontowy, członek formacji SS. To w tej książce autor ujawnił wstąpienie do tej formacji. Kaja się przed czytelnikiem, że poszedł na wojnę jako ochotniik, bo nieswojo się czuł w w ciasnym mieszkaniu z wiecznie zmartwioną mamą i nijakim, pozbawionym większych ambicji ojcem, z którym nie potrafił znaleźć wspólnego języka i trzeba było napomnień mamy, żeby nie wszczynał z nim kłótni. Zaznacza też wielokrotnie, że jako frontowy żołnierz nie oddał ani jednego strzału. Jako swoiste alibi przywołuje dość często swoje rozmowy i gry w kości z członkiem tej samej formacji Józefem Ratzingerem, który już jako nastolatek widział się kapłanem kościoła katolickiego i teologiem. Krótki epizod wojenny zakończył jako ranny w nogę i bark w lazarecie w Marienbadzie (dziś Mariańskich Łaźniach), skąd po kapitulacji Niemiec przewożony był do różnych obozów jenieckich na terenie dzisiejszych Niemiec, gdzie poznał także, co to głód.. Amerykanie ustalili bowiem dla Niemców stawkę wyżywieniową w wysokości 800 kalorii,  czyli  niewiele wyższej niż mieli więźniowie obozów koncentracyjnych, zmuszani do tego do katorżniczej pracy. Te głodowe stawki oraz trudne warunki kwaterowania były swoistą formą reedukacji niedoszłych zdobywców świata.
Mam wrażenie, że on się bardziej sumituje niż ja byłbym w stanie go oskarżać. Był bardzo młody, omotany przez zmasowaną propagandę, w gruncie rzeczy niewiele wiedział, jak niemieccy okupanci traktują ludność podbitych krajów, chyba więcej było mu wiadomo, jak władze traktują swoich rodaków uważanych za defetystów, czyli wątpiących w sens wojny i totalitarny system władzy, a uważał się za patriotę i chciał dać swemu patriotyzmowi wymierny wyraz. A jak mało Niemcy wiedzieli o zbrodniach nazistów niech przemówi fakt, że burmistrz nieodległego od wyzwolonego przez sprzymierzone armie obozu Bergen-Belsen, zaprowadzony na miejsce kaźni dziesiątek tysięcy więźniów, po powrocie do domu uświadomiwszy sobie bezmiar zbrodni popełnionych niejako dla jego dobra i z jego upoważnienia, popełnił wraz z żoną samobójstwo.
Bardziej rozumiem tych jego krytyków, którzy mają mu za złe, że zdradził swój młodzieńcy wybór dopiero u schyłku życia,, gdy spadło już nań wiele splendorów, a większych już nie mógł się spodziewać.
Zanim to się stało, jego dowódca zasugerował mu zamianę munduru SS-mana na zwykły mundur żołnierza Wehrmachtu, który można było zdjąć z poległego, żeby uniknąć zemsty ze strony zwycięzców. Co tez młody żołnierz przy pierwszej okazji skwapliwie uczynił.
Opis peregrynacji autora po wszystkich bez mała strefach okupacyjnych, imanie się lub wykonywanie zleconych prac, nędzne kwatery, jeszcze bardziej nędzne  wynagrodzenie, głównie zresztą w naturze, co umożliwiało handel wymienny (jako niepalący posiadacz papierosów miał atrakcyjny towar wymienny), odnalezieni rodzice mieszkający wraz z siostrą pisarza w zaadoptowanej  oborze, pozwalają wyobrazić sobie, lub raczej doprecyzować pokazany przez Wajdę w formie obrazu "Krajobraz po bitwie".
Dalsze koleje losów pisarza, studia, podróże, przemyślenia lub prospekcje w czasy późniejsze, są już mniej wciągające, choć dobrze się je czyta.
A propos. Po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron :"do poduszki" na drugi dzień mówię do zony, że "Przy obieraniu cebuli" dobrze się czyta. Niestety, w mowie nie widać było cudzysłowu, więc żona popatrzyła na mniej jak na kogoś nie bardzo wiedzącego co mówi i stwierdziła, że chyba się wygłupiam. Ale jak pokazałem książkę, oboje wybuchnęliśmy śmiechem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz