poniedziałek, 11 maja 2020

"Zostań w domu" i co dalej?

11.04. 2020. Już prawie dwa miesiące pracuję w domu. W bibliotece byłem dwa razy - ostatniego dnia marca żeby podlać kwiatki, i parę dni temu na krótkim zebraniu całego zespołu. Szybko udało się wypracować zasady pracy do końca maja, kiedy biblioteka będzie jeszcze zamknięta i potem, gdy prawdopodobnie będzie już otwarta. Oczywiście z zachowaniem daleko idącej ostrożności. Kiedy już wychodziłem koleżanki zdążyły taśmami wyznaczyć strefę dla czytelnika (na terenie biblioteki będzie mogła być jedna osoba), wykluczającą bezpośredni dostęp do księgozbioru. Szczegółowe zasady czytelnicy znajdą na naszej stronie internetowej.
My sami też będziemy pracowali "z ostrożna". Na razie codziennie jedna osoba, zgodnie z harmonogramem, będzie w bibliotece wykonywać różne prace przygotowawcze do otwarcia.  A gdy otworzymy, bibliotekę dla czytelników, będziemy przychodzili po dwoje: jedna osoba w wypożyczalni, a druga na zapleczu. A pozostali będą pracowali zdalnie. Aż do ogłoszenia o zniesieniu wszelkich ograniczeń. Choć przypuszczam, że i wtedy już nie będzie tak, jak do lutego. Osobiście boleję nad tym, że długo jeszcze nie będzie mowy o wzbogacaniu biblioteki w nowości. Bez których biblioteka traci swą wartość jako warsztat badań naukowych. Dostęp do baz danych i do IBUK-a nie załatwia problemu. Nie mówiąc już o tym, że to kolejny krok, po pseudo-reformie Gowina, do upadku polskich oficyn naukowych. Które jeśli nie będą sprzedawały książek, będą zamykane. Niby nie nasz problem, ale jak każdy tak powie, to będzie to problem całej polskiej nauki. A więc i nasz.


Te kilka tygodni pracy zdalnej, kiedy każdego dnia składam raport o wykonanych pracach, z podaniem liczb (sporządzonych rekordów, popraw w rekordach, liczbę dodanych podobizn okładek do rekordów) lub czasu poświęconego na czynności niepoliczalne, utwierdziło mnie w sensowności wprowadzenia możliwości pracy zdalnej kilka lat temu. Mam wrażenie, że taki system jest bardziej efektywny, niż w warunkach pracy stacjonarnej. Zwłaszcza gdy wykonuje się prace policzalne lub w inny sposób ocenialne. Np. pracownik mógł dostać dwa dni wolne na dokończenie artykułu, referatu czy prezentacji. Ale powinien był wstępnie pokazać, że ma prace zaczętą, a do tygodnia po wykorzystaniu tych dni musiał pokazać gotowy tekst. Do tygodnia, bo mógł źle ocenić szanse na dokończenie w dwa dni. Co mi samemu się zdarzało.
Pewnie są szefowie, którzy oczekują takich codziennych raportów. Ale nie da się tego z robić, a w każdym byłoby to nieproste, w warunkach małego zespołu, w którym dzienny czas pracy trzeba podzielić na obsługę czytelników, ułożenie książek i czasopism na regałach, dokonanie prostej naprawy uszkodzonej książki, zarejestrowanie wpływu nabytków, wydrukowanie etykiet itd. W pracy zdalnej te czynności oczywiście nie w chodzą w rachubę.
Ale warunkiem efektywności jest też otrzymany do dyspozycji sprzęt. Dalibóg, gdybym mógł te zdalne czynności wykonywać na własnym komputerze lub nowym laptopie, wykonałbym pracę dwa razy większą i mniej się przy tym stresował się .powolnością otrzymanego sprzętu z ledwo trzymającą się kupy klawiaturą. Ale jak pewien prezydent powiedział, że polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły, tak ktoś uznał pewnie, że bibliotekarz wykona pracę nawet na podłączonym do sieci liczydle. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz