czwartek, 10 sierpnia 2017

IFLA we Wrocławiu. Widziane z boku

Pamiętam entuzjazm, jaki rozległ się po decyzji władz Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń i Instytucji Bibliotekarskich (IFLA) o tym, że w 2017 r. doroczny kongres tej organizacji odbędzie się we Wrocławiu. Media, zwłaszcza wrocławskie pełne były doniesień, informacji o tym, czym jest IFLA, jak wiele tysięcy uczestników można się spodziewać i jak ważne będzie to wydarzenie. Niedługo potem Zarząd Główny Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, którego przypadające na 2017 r. stulecie było ważnym argumentem w sprawie lokalizacji kongresu, zwrócił się z prośbą do bibliotek dolnośląskich o zgłoszenie gotowości przyjęcia uczestników imprezy, bo będzie okazja do ich promocji, a potem ogłoszono nabór wolontariuszy. Ministerstwo Kultury zaś ogłosiło konkurs na stypendia umożliwiające polskim bibliotekarzom pokrycie - wysokiej - opłaty konferencyjnej.
W ramach starań o lokalizację i w trakcie przygotowań do kongresu Wrocław odwiedzali wysocy przedstawiciele IFLA, o czym zwykle bibliotekarze wrocławscy dowiadywali po fakcie. Wyjątkiem była okoliczność związana z tegorocznymi obchodami Tygodnia Bibliotek i otwarciem nowej filii Biblioteki Miejskiej na Dworcu Głównym, którą zaszczyciła prezydent Federacji.


Nie pisałbym o tym, gdyby nie zabawne - i poniekąd symptomatyczne zdarzenie. Oto kilka dni temu dałem się zaskoczyć memu gościowi z Krakowa pytaniem, czy wezmę udział w kongresie IFLA. Wszak odbędzie się  w moim mieście. Zupełnie wyszło mi to zdarzenie z głowy! Do tego stopnia, że w dniu jego rozpoczęcia będę w drodze na wakacje w Gdańsku. Choć nie powinno, bo nasza najmłodsza koleżanka została zakwalifikowana do grona wolontariuszek. Będziemy więc mieli jako zespół biblioteki relację z przebiegu przynajmniej części obrad z pierwszej ręki.
A wydaje mi się, że jako dyrektor jednej  z wrocławskich bibliotek akademickich, były przewodniczący Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich i głównie z tej racji uczestnik wielu kongresów w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, powinienem był już dawno otrzymać zaproszenie przynajmniej na inaugurację kongresu oraz na konferencję naukową organizowaną przy tej okazji przez Stowarzyszenie.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest chyba całkowite oddanie organizacji wyspecjalizowanej firmie przy Zarządzie Miasta. Który z pewnością zadba o sprawną organizację całego przedsięwzięcia, ale w izolacji w stosunku do lokalnego środowiska bibliotekarskiego. Zgłosiliśmy chęć goszczenia uczestników kongresu w naszej bibliotece, ale do dziś nie wiemy, czy została ona wpisana na listę bibliotek do odwiedzenia. Wprawdzie jesteśmy na to gotowi, ale nie czyniliśmy żadnych szczególnych starań, żeby po prostu nie poszły one na marne.
Jak wspomniałem, brałem udział w sumie chyba w siedmiu kongresach. Miałem wrażenie, że całe miasta nimi żyły. Plakaty można było spotkać na licznych słupach ogłoszeniowych, na stacjach metra, w oknach wystawowych części sklepów, hoteli goszczących liczne grupy uczestników, restauracji oraz oczywiście bibliotek. Ale wrażenie mogło być złudne, gdyż bibliotekarze większość czasu spędzali w centrum kongresowym i jego najbliższych okolicach, a dopiero późnym wieczorem ruszali dalej, żeby zobaczyć lokalne atrakcje turystyczne oraz restauracje, winiarnie i puby.
Do kongresu jest jeszcze ponad tydzień, więc być może jeszcze miasto zostanie udekorowane w sposób informujący o tym ważnym - i dla miasta, i dla środowiska bibliotekarskiego zdarzeniu. Thumbnail Final AnnouncementPodobny obraz

7 komentarzy:

  1. "Przyczyną takiego stanu rzeczy jest chyba całkowite oddanie organizacji wyspecjalizowanej firmie przy Zarządzie Miasta. Który z pewnością zadba o sprawną organizację całego przedsięwzięcia, ale w izolacji w stosunku do lokalnego środowiska bibliotekarskiego."
    Oby nie było tak jak przy organizacji sprzedaży klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław. Firma pieniądze wzięła ale klubu nie sprzedano. Inna firma wybrana przez zarząd miasta do organizowania imprezy na Stadionie tak się sprawiła że finał odbył się w sądzie.
    Wygląda mi to na kolejny raz ignorowania potrzeb i oczekiwań mieszkańców Wrocławia.
    Czego się nie dotknie rządząca we Wrocławiu ekipa kończy się marnowaniem publicznych pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Firma zajmująca się organizacją imprez do tej pory się sprawdzała. I w tym przypadku też tak z pewnością będzie. Nie podoba mi się jednak, że przygotowania odbywają się w izolacji od środowiska bibliotekarskiego.
      Pamiętam np. kongres w 1990 r. w Sztokholmie, kiedy polskie rodziny bibliotekarskie wzięły na siebie ciężar kwaterowania polskich uczestników kongresu. Dzięki temu poznałem p. Adama Heymowskiego, dyrektora prywatnej biblioteki króla Karola Gustawa i mogłem ją zwiedzić.

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że jednak środowisko nie będzie tak odizolowane. Nie wiem jak to na miejscu wygląda, ale właśnie od strony uczestnika - wszystko jest bardzo profesjonalnie przygotowane. To będzie mój pierwszy kongres IFLA więc jestem podekscytowany. I liczę na to, że impreza się powiedzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też do tej pory widziałem kongresy IFLA z pozycji uczestnika. I też było to wszystko świetnie zorganizowane

    OdpowiedzUsuń
  4. Okazuje się - w dwa dni po otwarciu kongresu - że zaproszenie miałem, ale pobłądziło po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie... czy przypadkiem nie jest trochę tak, że polskie środowisko tez ignoruje IFLę? Z mojego rozpoznania wynika, ze dyrektorzy bibliotek akad. w większości, ani sami nie wzięli udziału, ani nie wysłali swoich pracowników (poza wolontariuszami, z czym i tak były komplikacje). Spędziłam we Wrocławiu ostatnie dwa dni IFLi i podziwiałam ogrom pracy włożonej w jej organizację przez SBP, Miasto Wrocław i BN. Recenzje uczestników były jednoznacznie pozytywne. Jednak nieobecność Kolegów z polskich bibliotek akademickich wyraźnie rzucała się w oczy, być może zaważył na tym brak wsparcia finansowego ze strony MNiSW, ale śmiem twierdzić, że nie tylko... EKM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że nawet nie ubiegałem się o delegowanie mnie na kongres, bo to koszt równy kosztowi zakupu prawie stu książek do biblioteki. No i mieliśmy tam swego człowieka - Dorotkę Kolendę w roli wolontariuszki, która nam we wrześniu złoży porządną relację

      Usuń