My, Polacy, postrzegamy Czechów tak, jakby każdy był Josefem Szwejkiem, czyli legalistą do granic śmieszności lub wręcz przez ten legalizm denerwującym władzę idiotę. Pamiętam usłyszany w radiu żart sprzed ponad 20 lat, że obchody półwiecza powstania praskiego trwały dłużej niż samo powstanie (5-8 maja 1945 r.), co było nieprawdą i mijaniem się z faktem, że - w przeciwieństwie do Powstania Warszawskiego - było ono zwycięskie i dzięki temu Praga nie została zniszczona i jest jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych Europy.
Stereotyp o uległych wobec władzy Czechach próbował jeśli nie zburzyć, to przynajmniej nadszarpnąć Mariusz Szczygieł pisząc swój "Gottland" i "Zrób sobie raj" Mit Szwejka, filmowanego przecież, wystawianego także na deskach scenicznych (pamiętam znakomitego Josefa Hruszinskiego w werswji filmowej i Romana Kłosowskiego w realizacji teatralnej) jest jednak silniejszy.