My, Polacy, postrzegamy Czechów tak, jakby każdy był Josefem Szwejkiem, czyli legalistą do granic śmieszności lub wręcz przez ten legalizm denerwującym władzę idiotę. Pamiętam usłyszany w radiu żart sprzed ponad 20 lat, że obchody półwiecza powstania praskiego trwały dłużej niż samo powstanie (5-8 maja 1945 r.), co było nieprawdą i mijaniem się z faktem, że - w przeciwieństwie do Powstania Warszawskiego - było ono zwycięskie i dzięki temu Praga nie została zniszczona i jest jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych Europy.
Stereotyp o uległych wobec władzy Czechach próbował jeśli nie zburzyć, to przynajmniej nadszarpnąć Mariusz Szczygieł pisząc swój "Gottland" i "Zrób sobie raj" Mit Szwejka, filmowanego przecież, wystawianego także na deskach scenicznych (pamiętam znakomitego Josefa Hruszinskiego w werswji filmowej i Romana Kłosowskiego w realizacji teatralnej) jest jednak silniejszy.
Stereotypu nie przełamie pewnie też znakomita, oparta na faktach, powieść Jana Novaka "nie jest źle", będąca pełną dramatycznych zwrotów sagą dwóch pokoleń rodu Masinów (czytaj Maszinów), wydana przez wrocławską oficyna "Książkowe Klimaty", która - warto to podkreślić - pamięta o seniorach i drukuje książki nieco powiększoną czcionką.
Drogę życiową rodowi Masinów wyznaczył Josef, oficer armii carskiej, który w czasie pierwszej wony światowej stworzył legion czeski, unikając tym sposobem stanięcia w szeregach armii bolszewickiej i okrężna drogą dotarł do powstałej tymczasem niepodległej Czechosłowacji. Był zbyt niepokorny, żeby zrobić karierę wojskową. Ale odznaczył się jako niezłomny wojownik o sprawę czeską lub czechosłowacka w czasie drugiej wojny. Nie złamały go tortury i więzienia i doczekał wolności. Niestety, pozornej. Stał się jednak przykładem dla swoich dzieci - synów Josefa (Pepy) i Ctirada (Radka) oraz córki Zdeny (Nendy), którzy mężnie walczyli z systemem komunistycznym, znosząc więzienia, katorgę w kopalniach uranu oraz nękanie przez bezpiekę, dalece bardziej wszechobecną niż w Polsce.
Główny |motyw książki stanowi opis ucieczki obu braci oraz kich czterech towarzyszy do Berlina Zachodniego, żeby wstąpić w szeregi armii amerykańskiej. Pokonali lekko licząc ok. 300 km pieszo, pociągami (na zawieszeniu pod wagonami) lub samochodami, nie dojadając, nie dosypiając, chroniąc si w szałasach lub chłopskich stodołach czy oborach, mając przeciw sobie coraz liczniejsze zastępy NRD-owskich, a potem i sowieckich milicjantów i żandarmów, przeciw którym czasem musieli użyć archaicznych karabinów lub rewolwerów, ale i budząc rosnący respekt lub wręcz strach. Nieoczekiwanie dla nich samych pomocni okazali się zwykli obywatele, w większości wrogo nastawieni wobec władzy ludowej".
Mimo znanego finału ucieczki (na końcu umieszczono zdjęcia uciekinierów już jako obywateli amerykańskich), udanej dla połowu uczestników, czytelnik z ulgą dociera do stronic, na których opisane są sceny ich przyjęcia przez Amerykanów, gdy wreszcie mogą spokojnie i regularnie jeść, spać i chodzić jako tako ubrani.
Ulga jest jednak przedwczesna. Autor ukazuje bowiem losy tych uciekinierów, którzy zostali deportowani do Czechosłowacji oraz rodzin zarówno tych, którym ucieczka się powiodła, jak i tych nieudanych. W pokazowych procesach zostali skazani na śmierć lub długoletnie więzienia. Nie zaznali spokoju także po odbyciu kary. Stracili mieszkania, pracę i byli w demonstracyjny sposób inwigilowani. Siostra Pepy i Radka bliska była samobójstwa/ Kolejnym rozczarowaniem dla niej było dotarcie do akt bezpieki, z których wynikało, że donosiły na nią i jej rodzinę nie tylko osoby, co do których miała podejrzenia, ale także ludzie, którym ufała.
Uciekinierzy trafili w końcu do armii, służyli w słynnych Zielonych Beretach, a potem - nie bez pewnych rozczarowań i klap po drodze, także rodzinnych, doszli do dużych pieniędzy, pozwalający nie tylko na dostatnie życie, ale i na podróże po świecie. Powieść kończy się odwiedzinami Pepy - na wszelki wypadek incognito - u rodzin, które pomogły jemu i bratu dostać się do Berlina.
Historia rodziny Masinów wpisuje się w silny nurt czeskiej literatury rozrachunkowej, która mogła rozwinąć się dopiero w wolnej Republice Czeskiej. W przeciwieństwie bowiem do Polski, komunizm w stylu stalinowskim panował tam do śmierci Antonina Nowotnego, a po krótkim epizodzie tzw. Praskiej Wiosny 1967-68, zapadło tam coś, co w najlepszym razie mogło przypominać nasze czasy późnego Gomułki, ale "w zaostrzonym rygorze".
Warto o tym wiedzieć, żeby bezmyślnie nie powtarzać komunałów o czeskich szwejkach. W tym przypadku małą literą
Warto o tym wiedzieć, żeby bezmyślnie nie powtarzać komunałów o czeskich szwejkach. W tym przypadku małą literą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz