wtorek, 15 marca 2016

Narodowy Program Czytelnictwa sobie, a czytelnictwo sobie

Dwa lata trwa realizacja Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa, a doroczne raporty Biblioteki Narodowej o stanie  czytelnictwa są coraz bardziej alarmujące.
Tylko kogo one alarmują? Premiera, prezydenta, rząd, ministra kultury w randzie wicepremiera? Mają ważniejsze sprawy. Realizują "dobrą zmianę". A właściwie wymianę. dotychczasowych dyrektorów, prezesów, członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa na swoich. Nie przepuścili nawet stadninom koni, w których dyrektorów nie wymienił nawet okupant w czasie ostatniej wojny.
Może to i dobrze, bo dobra zmiana w sprawie czytelnictwa sprowadziłaby się do wymiany dyrektorów bibliotek publicznych. Ale jeśli ten rząd jeszcze trochę potrwa i doprowadzi do "dobrej zmiany" w samorządzie terytorialnym, dojdzie i do tego. A ci nowi, od których zamiast kwalifikacji fachowych lub przynajmniej zarządczych oczekiwać się będzie właściwej legitymacji partyjnej lub choćby dalekiego pokrewieństwa z posłem, senatorem lub radnym z partii rządzącej lub satelickiej. A jak jeszcze przyznają, że wprawdzie nigdy w bibliotece nie byli, ale  czują, że bibliotekarstwo stanie się ich pasją, to już będzie szczyt tego, czego można będzie od nich oczekiwać.

Trzeba przyznać, że dotychczasowe partie rządzące nie były wiele lepsze. Konkursy na dyrektorów wygrywali tzw. miłośnicy książek, którym najlepiej się je miłowało w gabinetach dyrektorskich, gdzie zastawali kilkadziesiąt tomów po swoich poprzednikach i w najlepszym razie dostawiali jeden - dwa tomy, na tle których dobrze będzie się sfotografować.
Mam obawy, że jeśli zechcą w bibliotekach coś zmienić, to w księgozbiorach. Wytropia książki źle widziane. Dziś przeczytałem o trzydziestu tysiącach podpisów pod wnioskiem o wycofanie z obiegu księgarskiego książki dla dzieci, która do tej pory dobrze się sprzedawała. Podobno deprawuje dzieci. Co ostrożniejsi dyrektorzy już pewnie kazali sobie dostarczyć je na biurko. Może chociaż je przejrzą.Wprawdzie nie okiem czytelnika tylko cenzora, ale dobre i to. Może nic niewłaściwego w nich nie znajdą...

A czytelnictwo leży. Z własnej woli książki - papierowe i elektroniczne - czytają tylko ci, co mają obowiązek, bo się uczą, studiują  prowadzą badania naukowe lub uprawiają twórczość artystyczną oraz gorszy sort Polaków. Bo skądeś jednak wie, czym jest demokracja, co znaczy Trybunał Konstytucyjny w systemie prawnym państwa i wykazuje się polotem oraz bogactwem słownictwa w układaniu haseł, wierszy i piosenek do popularnych melodii, przydatnych podczas marszów i wieców protestacyjnych.
Czytelnictwo stało się zajęciem elitarnym, różnym jednak od elitarności ekonomicznej czy politycznej.  Pasuje tu dość archaiczne dziś określenie "arystokracja ducha". Czyli taka, która odmówi sobie dóbr materialnych, bywania w droższych lokalach gastronomicznych, "wypasionego" sprzętu elektronicznego czy samochodu, ale musi mieć książkę, o której się mówi lub nową powieść ulubionego autora.
Pisałem kilka miesięcy temu o moich obserwacjach z sanatorium, gdzie poza sobą zauważyłem w ciągu trzech tygodni tylko jedną osobę czytającą książkę w miejscu publicznym. Trudno przypuszczać, żeby dużo więcej kuracjuszy czytało sobie w pokojach. Może gdyby na miejscu była biblioteka i miała coś ciekawego do zaoferowania...
Czy jest na to recepta? 
Niewątpliwie stan rzeczy mógłby ulec poprawie, gdyby biblioteki publiczne mogły kupować więcej książek i udostępniać sprzęt pozwalający czytać teksty elektroniczne lub udostępniać na sprzęcie teksty, do których zakupiły licencje.
No i jednak promocja czytelnictwa w mediach. Nie w elitarnej TV Kultura. ale w kanałach popularnych. Co prawda, teraz gorszy sort Polaków wykreślił z menu  "Telewizję Narodową". Jedni tylko kanał informacyjny i pasmo nadawania programów informacyjnych i publicystycznych, ale jednak moc wpływu telewizji "misyjnej" zmalała. 
A tzw. celebryci, stanowiący jakieś wzory, zwłaszcza dla ludzi młodych, nie czytają. A w każdym razie o swoich lekturach nie mówią. Może dlatego, że nie są o nie pytani. Bo dziennikarze, nawet ciAle piszą. Każdy celebryta uważa za punkt honoru wydanie książki. I jest to albo wywiad-rzeka w wersji otwartej, albo ukrytej, too znaczy pytania są w nich ukryte. Tak, jak 80 lat temu zrobił Karel Capek, który rozmawiał z Tomasem Garrigue Masarykiem (Masaryk tak daleko posunął swe feministyczne poglądy, że swoje nazwisko poprzedził nazwiskiem swej amerykańskiej żony), ale swoich pytań nie opublikował, dzięki czemu książka jest grubym tomem wspomnień twórcy Czechosłowacji i wieloletniego jej prezydenta. .
W ogóle chyba obecnie więcej ludzi pisze niż czyta. Widać to po masowości blogowania. Ale te młodzieżowe blogi nie noszą znamion znajomości ciekawszych tekstów. Są ubogie leksykalnie, niezdarne stylistycznie lub po prostu są kopiami jakichś innych, równie banalnych tekstów. Jest jednak nadzieja, że część tych blogerów wytrwa w swoim pisaniu i zacznie szukać lepszych wzorów pisarstwa. Większość zaś się zniechęci.
Nie mam recepty na poprawę stanu rzeczy. Ale na swoim odcinku robię swoje: czytam dużo, popularyzuje przeczytane książki,  dbam o ciekawą ofertę "swojej" biblioteki, o kulturę i wysoki poziom profesjonalny świadczonych usług, i choć jest ona własnością uczelni niepublicznej, jest dostępna dla wszystkich i wszyscy mogą dokonywać tu wypożyczeń.


4 komentarze:

  1. Panie Stefanie, jeśli Pan, mając tak ogromne doświadczenie i pasję w tym co robi, nie jest w stanie zaproponować panaceum na tą rosnącą bolączkę, to ja się naprawdę martwię. Kwestia finansowa, o której Pani pisze, nie jest rozwiązaniem. Problem jest dużo głębszy. To upadek kultury, wzorców, autorytetów. Upadek moralności, człowieka porządnego, ciekawego świata, jak pisał Kapuściński. Nie ma sensu szukać winnych, tudzież wskazywać ich na Wiejskiej. Sami powinniśmy o to zadbać, od budowania wspólnoty na nowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co możę zrobić dyrektor tej c zy innej biblioteki? Starać się, żeby jak najwięcej czytelników chciało korzystać z kierowanej przezeń biblioteki.A czym ich przyciągnie? Ciekawymi, wartościowymi zbiorami, łatwym do nich dostępem, informacją o zasobach oraz kulturalną i pomocna obsługą.
      A w skali szerszej? Przez stwarzanie dobrych wzorów pracy biblioteki, informowanie o nich tam, gdzie ma taką możliwość. Media się bibliotekami nie interesują. Ostatni temat biblioteczny w mediach to nazwany bibliotekarzem, bo pracował jako pomocnik informatyka w bibliotece, zbrodniarz, którego schwyrtano dopiero na Malcie. I komentarze w mediach społecznościowych typu "dpo czego doprowadza praca w bibliotece".
      Niestety, media zywią się padliną, a nie dobrymi wzorami osobowymi, godnymi naśladowania, a do tego czytającymi książki.
      Brat mi mówił, że poranne rozmowy z politykami PiS w radiowej "Jedynce" (sam nie słucham chpoćby dlatego, że występują wyłącznie przedstawiciele partii rządzącej) kończą się sakramentalnym pytaniem "Co pan(i) teraz czyta?". I mogę iść o zakład, że redaktor na początku rozmowy podsuflował tytuł książki i jakieś zdanie uwiarygodniające odpowiedź.
      A co do nakładów pienieżnych: w krajach, gdzie czytelnictwo może nam imponować biblioteki otrzymują pieniądze pozwalające na zakup dwa razy więcej książek na głowę mieszkańca.
      U nas wszystkie siły poszły na budowę lub rozbudowę bibliotek, bo na to były środki unijne. Może więc teraz znajdą się pieniądze na zakup zbiorów?

      Usuń
  2. Wieje tu pesymizmem z wypowiedzi Pana Stefana. Po części jest trochę prawdy w tym, że jeśli biblioteka nie ma pieniędzy na zakupy to czym ma przyciągnąć czytelnika?...Pracuję w bibliotece i wiem o czym mowa, książki cholernie drogie, jeśli dobry tytuł - to cena też dobra!! Istnieje dylemat zawsze i wciąż jak kupować, żeby czytelnik był zadowolony i w "statystyce" jakoś nie odbiegało od normy.
    Jeszcze chciałam się odnieść do czytelnictwa czyli czytania bo wbrew pozorom to nie to samo;)czytanie to piękna rzecz i ja tego nie umiem robić w przestrzeni publicznej, dla mnie to przyjemność więc czytam tylko w łóżku i niech Pan wierzy, że wielu jest takich jak i ja;)
    Na koniec cytat pewnego poety chińskiego:
    ..."Sterczące regały uginają się pod ciężarem tysiąca śpiących dusz. Po cichu, z nadzieją za każdym razem gdy otwieram książkę - budzi się dusza.." - piękne prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. W których wydaje się więcej pieniędzy na zakupy biblioteczne, zasięg czytelnictwa jest szerszy niż w Polsce. I to się budżetowi państwa opłaca, bo im więcej ludzi czyta, tym więcej ich ma szerszą wiedzę, większą wrażliwość, co się przekłada na pożądane postawy życiowe i społeczne. Kiedyś w jakiejś dyskusji powiedziało mi się, że jedna przeczytana książka, to jedna zniszczona wiata na przystanku MPK mniej. Oczywiście zależność nie jest taka prosta, ale coś w niej chyba jest.
    Ja też wolę czytać w swoim fotelu lub "do poduszki". Ale książki przynoszę sobie z biblioteki, gdzie na czytanie nie mam czasu. Ale nierzadko dla lepszego stematowania coś tam podczytam, a gdy mnie to bardziej zainteresuje, biorę na popołudnie do domu. Albo wpisuję książkę do pliku "Do przeczytania", np. w czasie wakacji.

    OdpowiedzUsuń