wtorek, 24 listopada 2020

"Granatowi" i Żydzi

 Od ponad dwóch miesięcy czytam książkę prof. Jana Grabowskiego
Na posterunku (Wydawnictwo Czarne, 2020), poświęconą udziałowi polskiej policji granatowej w holokauście. I nie doczytałem nawet do połowy. Nie dlatego, że napisana mało ciekawie. Autor jest znakomitym narratorem, czego dowiódł np. w zrelacjonowanej przed laty książce Judenjagd (Znak, 2011).  Wręcz przeciwnie. Ale jest tu tak wiele mowy o ludzkiej podłości, chciwości, przemocy i krwi, że po przeczytaniu kilku - kilkunastu stron ma się dość. 
Przed oczami stoją obrazy oczu wystraszonych dzieci, ich matek i ojców, poganianych przez umundurowanych na granatowo,  a w tle także szarych mundurach mężczyzn, do jakiegoś miejsca, gdzie nie wiadomo, czy będzie czekała śmierć,  czy dalszy ciąg gehenny.
A to nie jest pendant ani dla relaksu, ani tym bardziej snu.
Ale mam nadzieję, że doczytam to tomiszcze (402 s. formatu B5 tylko tekstu i przypisów) do końca.

Szeregi tej formacji to ponad 10 tysięcy na ogół policjantów państwowych, którzy nadal pozostali na służbie, ale już okupantowi. Być może niełatwo było się z tej służby wykaraskać, bo okupant za każdy akt niesubordynacji ostro karał. Ale kierowanej nienawiścią rasową oraz chciwością działalności, imania się wykonywania takich zajęć jak polowania na ukrywających się Żydów, jeśli nie dla ich zabicia, lecz doprowadzenia na posterunek Gestapo, albo wymuszenia ogromnej łapówki (czyli szmalcownictwa), nakładania grzywien za wszystko i za nic, a zwłaszcza zgłaszania się w nadziei na premię do plutonów egzekucyjnych, niczym usprawiedliwić nie można.
Dokąd Żydzi mogli się jeszcze względnie wolno poruszać, poza zakazanymi dla nich miejscami, mogli mieć przy sobie najwyżej 150 zł. Ale np. za niezbyt dokładnie umieszczoną gwiazdkę można było Żyda ukarać grzywną np. 500 zł. I jeśli je jednak miał, był karany aresztem za wykroczenie, jeśli nie miał, aresztowano go za nieopłacenie grzywny. Wychodzili z tych aresztów brudni, zarośnięci,  zawszeni i wychudzeni. A bywa, że i poranieni przez policjantów lub służbę aresztową. I można było siać o nich propagandę jako o brudasach i roznosicielach chorób. W społeczeństwie i tak antysemickim.
Autor podaje liczne konkretne fakty i nazwiska  zarówno katów jak i ofiar, które w części ujawnił już w poprzednich swoich, źródła, na których się oparł, a książkę opatrzył fotografiami, faksymilami, indeksem nazwisk i miejscowości oraz obszerną bibliografią.
Bibliografia dokumentuje dużą liczebność polskich publikacji rozsianych w czasopismach i zbiorówkach, dokumentujących bezmiar zbrodni Polaków na swoich współobywatelach. 
Niepodobna w tym miejscu nie odnieść się do wypowiedzi niewydarzonego ministra edukacji nauki, których chce rzekomą edukację wstydu, czyli przyjmowania historii i teraźniejszego narodu taką, jaka była i jest, pedagogiką bezwstydu. Czyli bezwstydnego zaprzeczania temu, za co może nie powinniśmy się wstydzić, ale o tym wiedzieć. I mierzyć powinniśmy się mierzyć taką miarą jak mierzymy inne nacje. Które mają swoje powody do chwały, ale i ciemne karty.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz