czwartek, 11 czerwca 2020

Biblioteki w pandemii

11.06.2020. Biblioteka Dolnośląskiej Szkoły Wyższej wciąż niedostępna czytelnikom i chyba tak będzie do końca czerwca. A potem wakacje.
Koleżanka, która regularnie odbiera telefony, twierdzi, że codziennie ma ze 20 rozmów z chętnymi do skorzystania. I zbiera wyrazy rozżalenia.
Tymczasem zgodnie z ustaleniami ktoś z nas w pojedynkę jest w bibliotece i wykonuje prace, jakich wciąż nie brak. Przede wszystkim opróżniamy trezor, w którym, o dziwo, wpada ostatnio więcej książek, niż dwa tygodnie lub tydzień temu. A pożyczać przestaliśmy jakoś w połowie marca. Chyba po prostu studenci kończą sesję egzaminacyjną. Wpadają też sporadycznie dary od naszych autorów.
Rozkładamy też na regały książki, które po zwrocie przeszły już minimum trzydniową "kwarantannę".
Każdy z naszej, okrojonej w ciągu minionego roku załogi wziął na siebie rolę "kustosza" części księgozbioru. Głównie dba o właściwy porządek, typuje książki (lub czasopisma) do naprawy lub ubytkowania itp. Mnie przypadł m.in. dział "Prawo". Dokąd mieliśmy tej literatury niewiele, mieliśmy wszystko w jednym dziale. Ale w ostatnich latach księgozbiór prawniczy się rozbudował i nowe nabytki otrzymywały już sygnatury odpowiednie dla prawa międzynarodowego, konstytucyjnego, karnego itd. Więc jest okazja, żeby wszystkie książki prawnicze stały we właściwych działach, a nie np. część książek z prawa karnego stała w prawie ogólnym, a część w karnym. A że literatura prawnicza relatywnie szybko ulega dezaktualizacji, więc przy okazji typuję książki do ubytkowania. Kiedy z tą pracą się uporam, konieczne będzie przestawienie zbiorów na regałach, bo w dziale"Prawo" ubędzie w sumie ok. 80 % książek, a przybędzie po 10 do 20 % w innych działach.
No cóż, nie tylko Woman's work is never done. Bibliotekarze też tak mają

A poza tym wykonuję pracę  zdalną. Czyli wpisuje rekordy artykułów w pracach zbiorowych i czasopismach. W miesięcznikach pokazują się już artykuły nawiązujące do pandemii  i jej wpływu na edukację, psychikę dorosłych, pracę i inne sfery życia ludzkiego.
Może nadejdą w końcu dni, gdy czytelnicy do nich sięgną. Jak nie w naszej bibliotece, to w innych. Choć jak zajrzałem na strony bibliotek akademickich we Wrocławiu i w stolicy, większość oferuje tylko wypożyczenia książek (do odbioru w ustalonych miejscach i porach) i zwroty do trezorów. A jeśli nawet zdarza się otwarta czytelnia, to też po uprzednim  uzgodnieniu z bibliotekarzem.
No i czytam. Jak zwykle kilka książek naraz. Mam znacznie zaawansowane w lekturze Na posterunku prof. Jana Grabowskiego o  udziale granatowej policji w holokauście, oraz Pięć dni, które wstrząsnęły światem Nicholasa Besta o ostatnich pięciu dniach II wojny światowej w różnych miejscach świata: w Stanach (kongres ustanawiający ONZ), Wielkiej Brytanii, Włoszech i oczywiście w Niemczech. Ale jedną książkę dość szybko skończyłem. To powieść Imię dziecka Iana McEvana. Taka psychologiczno-obyczajowa, opowiadająca epizod z życia sędzi rodzinnej brytyjskiego Sądu Najwyższego, której trudny przypadek wpłynął negatywnie na życie małżeńskie. Autor musiał  sam wgłębić się w problematykę prawa rodzinnego, żeby ukazać, jak trudne sprawy przychodzi sędziom rozstrzygać, mając na uwadze własne poczucie sprawiedliwości, ale i prawo, prawa człowieka i obywatela, także prawa dzieci oraz dotychczasowe orzecznictwo.
Ciekawe wydało się i to, że brytyjscy sędziowie Sądu Najwyższego odbywają miesięczne turnusy wyjazdowe na prowincji brytyjskiej. Ma to posłużyć miejscowym prawnikom jako wzór pracy na najwyższym poziomie, a sędziom poznać życie prowincjonalnych sądów i środowiska społeczne, w jakich wykonują swoją powinność.
Do zaadaptowania przez polski Sąd Najwyższy, gdy znów odzyska swą podmiotowość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz