piątek, 27 maja 2016

Żyć w "państwie budującym socjalizm". Takim jak NRD

Wielokrotnie nachodziła mnie myśl, że rozpoczęcie Wiosny Ludów w Europie Środkowo-Wschodniej w 1989 r. miało miejsce w Polsce dzięki Wojnom Gwiezdnym, które były udaną mistyfikacją Reagana, ale osłabiły ekonomicznie Związek Radziecki, gdzie tymczasem trwała pierestrojka i zaczął się powolny rozpad imperium oraz w jakimś stopniu papież Polak, ośmielający polską opozycję do oporu przeciw władzy. Ale już sama opozycja i jej siła wzięła się ze względnie łagodnego reżimu autorytarnego w naszym kraju, nie bez kozery nazywanym najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym. Po upadku stalinizmu mieliśmy Październik 1956 nastąpiło radykalne zelżenie straszliwego do tej pory reżimu i łagodniał on aż do Okrągłego Stołu wiosną 1989 r. i wyborów, których 27. rocznicę będziemy obchodzili za tydzień.
Tymczasem w innych krajach satelickich Związku Radzieckiego destalinizacja trwała bardzo powoli i nie osiągnęła tego punktu, do jakiego doszła ona w Polsce już pod rządami ekipy Gomułki. W Czechosłowacji reżim stalinowca Gottwalda przeszedł gładko w ręce byłego obozowego kapo Novotnego, w NRD nadzieje na poprawę bytu rozwiało rozbicie protestu w 1953 r., a na Węgrzech - interwencja sowiecka w 1956 r. Panoszyła się wszechobecna bezpieka z gęstą siecią donosicieli, a do więzienia trafiało się za dowcip polityczny, pracę zaś można było stracić np. za  nie zgłoszenie otrzymania korespondencji zagranicznej.
W Polsce zaś żyło się biedniej niż na Węgrzech, w Czechosłowacji czy NRD, trudniej było zwłaszcza kupić żywność, a szczególnie mięso, lepszą gatunkowo odzież czy obuwie. Ale jednak trwało dość intensywne życie artystyczne, z trudem, ale jednak uzyskiwało się paszport i możliwość wyjazdu za granicę i nawet urzędnicy bez obaw opowiadali dowcipy polityczne. Szybciej też mogła zorganizować się opozycja, podziemny ruch wydawniczy, niezależne związki zawodowe, które w końcu w wyniku strajku w Stoczni Gdańskiej i strajków solidarnościowych w całym kraju zostały zalegalizowane. Był to wyłom w systemie komunistycznym na tyle silny, że pomimo wprowadzenia stanu wojennego i osłabienia struktur związkowych, władza musiała w końcu usiąść z opozycją do stołu rokowań z opozycją i w rezultacie ustąpić.

piątek, 13 maja 2016

O jakości w pracy bibliotek na konferencji w Gdańsku

Moja jeszcze nie tak dawno studentka na Uniwersytecie Śląskim Maja Wojciechowska jest już profesorem Uniwersytetu Gdańskiego. Zanim do tego doszło była laureatką Nagrody Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich za najlepszą pracę magisterską (było nią opublikowanie jej w formie książkowej), świetnej rozprawy doktorskiej, również (o zarządzaniu zmianami w bibliotekach), również opublikowanej oraz rozprawy habilitacyjnej o zarządzaniu zasobami niematerialnymi w bibliotekach. Stworzyła też czasopismo naukowe "Zarządzanie biblioteką", którego jest redaktorką naczelną.
W 2007 r. Maja , jeszcze jako dyrektorka biblioteki Wyższej Szkoły "Ateneum" w Gdańsku zaprosiła zainteresowanych na I Bałtycką Konferencję "Zarządzanie i marketing w bibliotekach" Konferencja była jednodniowa i udział w niej był bezpłatny, w związku z czym w auli uczelnianej zgromadziło się grubo ponad sto osób. Byłem i ja, z referatem, choć dziś już nie pomnę na jaki temat. A w dniach 11 i 12 maja tego roku byłem już po raz ósmy, na dziesiątej konferencji, już obrosłej tradycją, dobrą renomą, z udziałem doborowych firm sponsorskich i... już od kilku lat płatną. Ale umiarkowanie. 
Poświęcona była nowatorskim rozwiązaniom w zapewnianiu jakości pracy bibliotek, szczególnie w relacjach z użytkownikami. 
W  auli Biblioteki Uniwersyteckiej pierwszego dnia zasiadło ponad sto osób z całego kraju, a wśród nich całkiem wiele osób z tytułami i stopniami naukowymi. W większości praktyków w zawodzie bibliotekarskim, łączących codzienną pracę z realizacją wężej lub szerzej zakrojonych projektów badawczych, czasem podjętych ad hoc, pod kątem udziału w konferencji, ale też byli "czyści" teoretycy, przedstawiający zagadnienia ze swego warsztatu badawczego.