Jakieś trzy lata temu korzystając z podpowiedzi pewnego znajomego wybrałem się na herbatę po hebrajsku na krakowskim Kazimierzu. Całe ściany wnętrza przesłaniały regały wypełnione książkami. Zająłem miejsce przy stoliku i sięgnąłem na wyglądającą na jeszcze nową książkę Baron, Żydzi i naziści : podróż w głąb dziejów pewnego rodu (Świat Książki, 2015) Jutty Ditfurth. Sprawdziłem w Wikipedii na smartfonie, czy autorka ma coś wspólnego z wielce poczytnym ponad 40 lat temu autorem m.in. Dzieci wszechświata, Duch nie spadł z nieba i innych książek Holmara von Ditfurtha. Okazało się, że córka.
Zdążyłem przeczytać kilkanaście stron, zapisałem sobie tytuł i po powrocie do Wrocławia próbowałem sobie książkę kupić. Była niedostępna. I kiedy już straciłem nadzieję i właściwie o niej zapomniałem, w lokalnej filii Biblioteki Miejskiej natrafiłem na ten tom wśród zwrotów. Już kilkadziesiąt lat, jeszcze jako licealista, nabrałem nawyku zaglądania na półkę ze zwrotami, zakładając, że inni czytelnicy mogą sięgać po książki warte uwagi.
Książka jest osadzoną na rozległym czasowo tle biografią pradziadka autorki, przedstawiciela starego rodu arystokratycznego Boerriesa von Muenchhausena (1874-1945), właściciela zamku w Windischleube w Turyngii, który na początku XX w. zyskał sławę jako autor zręcznych wierszowanych ballad, których wydał kilka zbiorów, a niektóre ilustrował zaprzyjaźniony z nim mający żydowskie pochodzenie artysta grafik.
Będąc czułym na nasilający ruch wśród przeważającej większości ziemiaństwa niemieckiego rasizm i wręcz jadowity antysemityzm oraz ekskluzywizm w rodzinach szlacheckich do kilku pokoleń wstecz nie ma miejsca ani dla kogokolwiek innej "rasy", ani z mieszczaństwa lub chłopstwa), nieomal z dnia na dzień zaprzestał twórczości literackiej i zajął się publicystyką społeczno-polityczną, wyraźnie nacechowaną antysemityzmem. A gdy zaczął nabierać znaczenia Hitler ze swoją partią, stał się wręcz ideologiem nazizmu. Wpadł nawet na dość kłopotliwy w realizacji pomysł pozbawienia Żydów nazwisk niemieckich, co ostatecznie skończyło się wysłaniem do obozów wszystkich Żydów o nazwisku Koerner, obowiązkiem dawania chłopcom żydowskim drugiego imienia Izaak, dziewczynkom Sara, potem noszenia naszytej na rękawie gwiazdy, a w końcu wymordowaniem 6 milionów europejskich Żydów.
Zaś sam von Muenchhausen już przed 1933 r. stał się dobrym znajomym głównych figur NSDAP, kadził im bezwstydnie, pisząc pochwalne teksty, gromadząc darowane zdjęcia i korzytając z okazji jeszcze w okresie wojny zarabiał, krocie jeżdżąc po Niemczech i zdobytych ziemiach z wieczorami autorskimi i biorąc honoraria za wielotysięczne edycje swoich ballad, które odpowiednio przeredagował lub wręcz wycofał.
Tomiki wciskano żołnierzom i oficerom, a kompozytorów nakłaniano do pisania do nich muzyki. Podobno powstało w ten sposób ponad 600 pieśni! Był łasy na zaszczyty, więc nagradzano do medalami, dyplomami i tytułami. Uznano go niemal za wieszcza narodowego.
Pod koniec wojny, gdy kląska stawała się nieuchronna, znów przedstawiał się jako szeregowy literat, odmówił pisania odezw mających podtrzymać morale żołnierzy i ludności, a w marcu 1945 r. popełnił samobójstwo.
To tylko wybrane wątki z tej biografii piewcy i organizatora dyskryminacji, a w końcu zagłady Żydów. Autorka sięga też w przeszłość, kiedy antysemityzm dyktowały względy religijne. Jadowitość antysemickich pism Marcina Lutra lub Johannesa Goethego, nie wspominając już wypowiedzi przedstawicieli "rycerstwa" (Freiherr) odmawiających Żydom człowieczeństwa wzbudza dreszcze niepokoju.
W końcowej części książki autorka przywołuje ustalenia historyków, które też budzą przerażenie. Tylko w samym tylko kraju połabskim z losowej próby 312 rodzin szlacheckich, w tym rodów książęcych, do NSDAP należało blisko 3600 osób, w tym blisko tysiąc jeszcze przed 1933 r. A część arystokratów powstrzymywał się przed tym nie chcąc dopuścić, żeby członkowie partii, którzy nie należeli do szlachty, pętały im się po pałacach i zamkach. Przywoływany tu niemiecki historyk Stephan Malinowski wyraził przypuszczenie, że to ziemiaństwo niemieckie usłało w dużej mierze drogę Hitlera do władzy i dopuszczenia się niewyobrażalnych zbrodni.
Autorka z żalem konstatuje, że dziś w Niemczech wybiela się rolę szlachty w tworzeniu zbrodniczego systemu, przywołując m.in. przykład pułkownika von Stauffenberga, który zanim porwał się w 1944 r. na życie Hitlera pisał w 1940 r. entuzjastyczne listy z podbitej Polski ro rodziny, przyrównując jej mieszkańców do zwierząt, które będzie można wykorzystać do pracy dla Niemców. Z historii miejscowości usuwa się niewygodne fakty, żeby nie psuć ich wizerunku i móc świętować np. rocznice otrzymania przez nie praw miejskich.
Książka jest bardzo rzetelna. Opatrzona jest ponad 800 przypisami, setkami wyliczonych źródeł archiwalnych i setkami pozycji bibliograficznych.
Dobrze, że w końcu trafiłem na tę książkę i mogłem ją doczytać do końca. I że mogę się podzielić z tymi, którzy - jeszcze - śledzą mego bloga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz