Książki obrazkowe zajmują coraz więcej miejsca na rynku wydawniczym. I coraz częściej tak wlaśnie są nazywane, a nie jak dotąd komiksami. I nie są to już tylko historie fikcyjne, ale także publikacje popularyzujące naukę.
Pisząc to ostatnie zdanie przypomniałem sobie czytaną w dzieciństwie obfitującą w liczne rysunki książkę wybitnego fizyka Arkadiusza Piekary, zdaje się, że to było O maszyniście Felusiu, który był mędrcem (Nassza Księgarnia, 1954), choć nie jejstem pewien, bo samej okładki, którą ilustrowana jest oferta kupna tej książki na Allegro, nie pamiętam. Tak czy owak na przykładach startu, rozpędzania się, brania zakrętów i hamowania pociągu, ilustrowanych rysunkami przedstawiającymi ruch ludzi w przedziałach i towarów na odkrytych wagonach autor zilustrował zjawiska z zakresu mechaniki: impet, siłę odśrodkową, ich zależność od masy itd. Kiedy więc w szóstej klasie mieliśmy lekcje fizyki z mechaniki, tak często wyrywałem się do odpowiedzi, że w końcu nauczycielka poprosiła, żebym przestał mędrkować.
To jeszcze nie była książka obrazkowa, bo na każdej stronie były po dwa, trzy lub cztery obrazki ilustrujące tekst, który objętościowo zdecydowanie przewyższał czarno-białe rysunki. Ale przypomniała mi się nie bez kozery.
Pierwsza książka obrazkowa, z jaką się mierzyłem były Kroniki birmańskie, a właściwie reportaż z kilkunastomiesięcznego pobyty w Birmie, nazywającej się obecnie Myanmar, narysowany i opowiedziany przez Guy Delisle. Ale nie doczytałem do końca. Trudno mi się było oswoić z konwencją. Ale drugą, tym razem powieść obrazkową Czarny nenufar, narysowany przez Didiera Cassegraina, o której tu pisałem*, przeczytałem szybko i z żalem zamykałem. Przeczytałem też w tej formie opowieść o Franzu Kafce.