Czytałem tę książkę przez równy miesiąc - od pierwszego do ostatniego dnia września, przerywając sobie jej lekturę innymi lekturami, np. kolejnymi rozdziałami Sapiens Harariego. Napisałem "książkę", a nie powieść, bo nijak mi się ta opowieść Tokarczuk z powieścią nie kojarzy. W moim odbiorze jest to zbiór dłuższych i krótszych historii, przeplatanych obserwacjami z licznych podróży autorki (?) lub przez nią zasłyszanych.
Dlatego sięgałem po książkę, żeby przeczytać kilka lub kilkanaście takich obserwacji lub jedną z wielu historii, których wątki czasem miały na dalszych stronach swój dalszy ciąg lub raczej czytając je uświadamiałem sobie, że to dalsze ciągi opowieści zdawałoby się już zamkniętych.
Nie jest to książka, którą czytając uświadamiałbym sobie, że już świta i czas ją odłożyć, żeby trochę pospać. Za to czytelnik uświadamia sobie, że w mniejszym lub większym stopniu jest jednym z milionów takich biegunów, zmuszanych lub powodowanych chęcią podróżowania, ale mniej uważnym, mniej refleksyjnym, mniej zadziwionych tym co widzi, co słyszy, bo bardziej skupiony jest na sobie, celach własnych podróży i nawet gdy nie musi, nie wiedzieć czemu się spieszy. A czasem wiadomo, bo nawet gdy zwiedzamy nowe miejsca, przewodnik wygłasza refren "Idziemy dalej".
Choć nie jest to lektura wciągająca - choć niektóre historie wciągają, jak np. ta o poszukiwaniu przed wiekami skutecznych roztworów do przechowywania wypreparowanych części ludzi lub zwierząt, żeby zapewnić im długi "żywot" w możliwie niezmienionej postaci - czyta się ją nie bez zaciekawienia historiami i wiedzą, która się w życiu nie przyda, nawet do krzyżówek. I z podziwem dla wielkiej erudycji autorki. Odkładając tę książkę uświadomiłem sobie, że powinienem być od tej chwili bardziej uważny nie tylko na to, co widzę i słyszę, ale i na po prostu na otaczających mnie ludzi. Bo więcej dzięki temu zobaczę i zrozumiem lub zechcę zrozumieć.
Mam jednak obawy, że z tym postanowieniem będzie jak z postanowieniami noworocznymi. Bo chyba jednak trzeba mieć do tego dar. A gdybym go miał, to kto wie, czy nie chciałbym tego układać w historie i je spisywać. Choćby tylko do szuflady
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz