Wypadałoby zacząć od przypomnienia sobie, czym jest książka. Już kilkadziesiąt lat temu jeden z twórców polskiej bibliologii Jan Muszkowski zaproponował definicję na tyle uniwersalną, że wciąż nie traci ona aktualności. Według niego jest to "produkt materializacji graficznej treści kulturalnych stanowiących pewną zamkniętą całość, podjętej w celu utrwalenia ich, przekazania i rozpowszechnienia wśród ludzi". Czyli istotą książki nie jest materiał czyli forma zewnętrzna (autorowi chodziło o to, żeby mieściły się w niej i zwoje z papirusu lub pergaminu, i kodeksy papierowe lub pergaminowe), lecz charakter utworu, jego utrwalenie i przeznaczenie do upowszechniania. W definicji tej mieści się zatem i utwór zapisany na nośniku elektronicznym mającym swoją postać materialną (dysk CD lub np. mp4), jak też zapisany na jakimś serwerze. Pod warunkiem, że będzie szerzej dostępny. Przyznać trzeba, że zapis na serwerze, w jakiejś bibliotece cyfrowej czy w repozytorium pozwala nadać artykułowi ten sam status co książce. Do tej pory artykuł wydany w postaci broszury zyskiwał status książki.
Przypomina się w tym miejscu anegdota. Otóż nieżyjący już od blisko dwudziestu lat mój serdeczny przyjaciel Andrzej Klossowski podarował mi podczas kolejnych odwiedzin u niego i jego żony Małgosi (często u nich zdarzało mi się nocować), podarował mi książkę o wybitnym poligrafie Stanisławie Gliwie. i opowiedział mi genezę publikacji tej książki. Otóż zamierzał on ten tekst opublikować w "Roczniku Biblioteki Narodowej" (którego był długoletnim sekretarzem redakcji), ale uznano, że jest on jak na wydawnictwo ciągłe za długi. Postanowił więc wydrukować go jako książkę, ale po przejrzeniu go postanowił tekst... skrócić! A i tak książka liczyła ok. 200 stron.
Piszę o tym mając świeżo w pamięci dzisiejszą przedpołudniową uroczystość otwarcia gmachu Centrum Wiedzy i Informacji Naukowo-Technicznej Politechniki Wrocławskiej, którą ktoś dla podkreślania nowoczesności idei nazwał biblioteką bez książek, media to oczywiście podchwyciły i slogan poszedł w świat. Bo faktycznie w tym pięknym gmachu książek i czasopism w wersji tradycyjnej będzie ilość bliska śladowej. Dziś widziałem tylko książki brajlowskie.
Gmach ten przeznaczony jest bowiem do zapewniania dostępu do publikacji dostępnych przez internet oraz pełnić inne funkcje związane z nazwą, a więc biura analizy dorobku naukowego uczelni, biura relacji dorobku naukowego i technicznego uczelni z gospodarką, dla której ma ona wiele do zaoferowania, repozytorium opracowań naukowych, pracownię do digitalizacji zbiorów, a przede wszystkim czytelnie \zbiorów elektronicznych z łącznie ok. 400 terminalami, co nie wyklucza korzystania z własnych laptopów czy innych urządzeń umożliwiających czytanie i przetwarzanie dla własnych potrzeb dostępnych tekstów. Tu też ulokowana została infrastruktura dla funkcjonowania systemu informatycznego uczelni. I na to zwróciła uwagę kierująca od niedawna owym centrum ongiś praktykantka w naszej bibliotece w DSW, a dziś już dr Anna Wałek (ale wciąż po dziewczęcemu urocza), która stwierdziła, że lepiej byłoby, gdyby zamiast mówić o tym, że w tej bibliotece nie ma książek, mówiono o tym, co w niej jest. Po jej wystąpieniu jeszcze ksiądz rektor Wydziału Teologicznego we Wrocławiu dokonał pokropku nowego gmachu (wolę tradycyjne oblewanie, żeby się nie zawaliło) i część uroczysta została zakończona. Wysłuchaliśmy jeszcze wykładu prof. Niezgódki o Open Access i mogliśmy obejść cały gmach, zwiedzając także jego kuchnię, czyli serwerownię, akumulatorownię i inne urządzenia infrastruktury.
Nie bez widocznej dumy rektor Politechniki prof. Tadeusz Więckowski podkreślał wielokrotnie, że kierowana przezeń uczelnia dołączyła - jako pierwsza z Polski - do długiej już międzynarodowej listy ośrodków naukowych zapewniających nieograniczony dla nikogo dostęp do informacji naukowej.
Ale Politechnika nie zamierza zaprzestać udostępniania - w dotychczasowych pomieszczeniach w gmachu rektoratu, obecnie poddawanych remontowi i renowacji - zgromadzonych do tej pory kilkusettysięcznych zbiorów w formie tradycyjnej, ani zaprzestania ich dalszego gromadzenia.
Jest to więc biblioteka z książkami - tradycyjnymi i dostępnymi elektronicznie - oraz wielu innymi zasobami, urządzeniami i usługami skierowanymi do własnej społeczności akademickiej oraz szerokich kręgów społeczeństwa.
W drodze do domu zastanawiałem się, czy ten model organizacji zintegrowanego zarządzania zasobami bibliotecznymi, dostępem do informacji naukowej, utrzymywania biblioteki cyfrowej i/lub repozytorium, prowadzenia analiz dorobku naukowego, utrzymania infrastruktury elektronicznej oraz relacjami z otoczeniem, nie sprawdziłby się w Dolnośląskiej Szkole Wyższej. Moim zdaniem byłoby to możliwe, zapewniłoby większą spójności efektywność zarządzania, a przy okazji podniosłoby rangę biblioteki jako jednostki w tym dziele wiodącej. Choć akurat na niedocenianie biblioteki przez władze i społeczność uczelni nie mamy prawa się uskarżać.
PS.
Rektor Politechniki w którymś momencie poinformował, że budowa gmachu kotowała 102 mln. Z tego 40 % budynek, a 60 % wyposażenie, łącznie z imponującą serwerownią To jest mniej więcej tyle, ile podobno jeszcze potrzebuje Uniwersytet Wrocławski na doposażenie stojącego już od kilkunastu lat gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej. Może jestem niesprawiedliwy, ale to zestawienie ukazuje skalę marnotrawstwa pieniędzy podatników. Owszem, to jest biblioteka znacznie większa, mająca zapewnić bezpieczeństwo bezcennym zbiorom zabytkowym, ale stojący nieużytkowany gmach generuje koszty, które zwiększają koszty utrzymania przez państwo (czyli nas) dotychczasowych budynków biblioteki.
Jest we Wrocławiu druga biblioteka bez książek. To Nowa Biblioteka Uniwersytecka Nad Odrą. Budowana od kilkunastu lat. Miała być otwarta prawie kilkanaście lat temu. Nadal jest bez książek. Otwarto jedynie czytelnię czasopism. To skutki patu finansowego między Uniwersytetem Wrocławskim a Biblioteką Uniwersytecką oraz patu między dyrekcją tej Biblioteki a pracownikami zarządzanymi nakazowo jak w filmach Barei. Polecenia dyrekcji dokładnie egzekwowane dyscyplinarnie nie sprzyjają szybszemu otwarciu pozostałych agend Biblioteki. W tej sytuacji można tylko współczuć nie tylko czytelnikom ale i też pracownikom.
OdpowiedzUsuńCo tu komentować? W ciągu tych już 20 lat budowy i urządzania Biblioteki Uniwersyteckiej zbudowano, wyposażono i otwarto około 20 bibliotek uczelnianych w kraju, w tym kilku uniwersyteckich. Anonimowy ma rację: z niewolnika nie zrobisz pracownika. Wół, choćby nie wiedzieć, jak silnie obijany batem będzie się wlókł noga za nogą i zerwie się z uwięzi przy pierwszej nadarzającej się okazji. A rektor godząc się na to, wystawia sobie fatalne świadectwo. Nie on pierwszy spośród rektorów tej uczelni i z pewnością nie ostatni
OdpowiedzUsuńOd 3 października do 14 listopada trwał Plebiscyt na Dżentelmena Roku 2014. JM Rektor go wygrał. Zebrał 29890 głosów. Wiele a może nawet większość w godzinach pracy Uniwersytetu Wrocławskiego. Godząc się na udział w Plebiscycie JM Rektor wystawił sobie fatalne świadectwo. Nie pierwsze zresztą.
UsuńJakie czasy, tacy dżentelmeni...
Usuń