wtorek, 9 września 2014

Biblioteki akademickie w dobie kryzysu

Wybieram się do Ostrołęki na doroczną, szesnasta już konferencję bibliotek uczelni niepublicznych. Zgłosiłem wystąpienie nawiązujące do tematyki konferencji  (Strategia biblioteki : czas kryzysu - czasem wyzwań dla bibliotek), zawierające w sobie pytanie czy biblioteki akademickie to kosztowny luksus, czy wciąż jednak konieczność. Odpowiedź niby oczywista. Przynajmniej dla bibliotekarzy. Ale czy dla pracowników naukowych i władz uczelni?
Otóż nie jest. Pamiętam, jak kilka lat temu toczono dyskusję nad będącą już w budowie (i chyba po blisko 20 latach od zaczęcia wreszcie dobiegającą końca) Biblioteką Uniwersytecką we Wrocławiu. W prasie lokalnej pojawiły się wtedy publikacje profesorów nauk ścisłych kwestionujące taką potrzebę i w ogóle potrzebę posiadania przez uniwersytet tak kosztownego garbu. Bo też na skutek licznych błędów i zwyczajnych kantów, inwestycja stała się wyjątkowo kosztowna. Czego doświadczają zatrudnieni tam bibliotekarze, opłacani niżej niż we wszystkich chyba innych uczelniach państwowych, którzy zdesperowani zdecydowali się na protest.
Chcąc być sprawiedliwym muszę dodać, że tymczasem nowe biblioteki zafundowały sobie inne uniwersytety i uczelnie w całym kraju. W samym tylko Wrocławiu efektowne i pojemne gmachy mają Uniwersytet Ekonomiczny, Przyrodniczy, Politechnika, a odpowiednio mniejszy, bo jednak zbudowany nie za pieniądze unijne, ani z budżetu państwa, lecz z opłat studentów - Dolnośląska Szkoła Wyższa.
Kryzys finansów w świecie zbiegł się w Polsce z kryzysem demograficznym, szczególnie odczuwalnym właśnie przez szkoły wyższe, gdyż z roku na rok gwałtowanie maleć zaczęła liczba maturzystów, a do tego na wyczerpaniu są rezerwy w postaci maturzystów z lat poprzednich, którzy wcześniej nie podjęli studiów.
Na to nałożyła się zmasowana propaganda medialna, uderzająca w uczelnie wyższe, zwłaszcza w sens studiowania nauk humanistycznych i społecznych, preferująca zaś kształcenie zawodowe. Że niby daje ono lepsze perspektywy zatrudnienia. Nieważne, że z badań wynika w sposób niezbity, że najkrócej po zakończeniu edukacji na zatrudnienie czekają absolwenci szkół wyższych, a najdłużej - absolwenci zawodówek. Czuję przez skórę, że z jednej strony jest to zgodne z polityką rządu, bo zaoszczędzi na kosztach edukacji oraz wielkich korporacji, które chcą mieć tanich i pozbawionych większych aspiracji pracowników. Korci mnie, żeby dopisać tu także Kościół, który wie, że pytania natury egzystencjalnej stawiają sobie ludzie lepiej wykształceni, a z tych pytań i wątpliwości nierzadko rodzi się zwątpienie w sens wiary religijnej i konsekwencje w postaci chudnącej tacy. Ale wyjdzie na to, że znów czepiam się Kościoła.
Kryzys demograficzny sprawił, że liczba maturzystów jest mniejsza niż liczba miejsc na bezpłatnych  studiach stacjonarnych w uczelniach państwowych. Na które do tej pory, zwłaszcza na najatrakcyjniejsze kierunki , dostawała się młodzież z rodzin dobrze sytuowanych rodzin miejskich, w których zwykle wyżej ceni sie wykształcenie i które stać na zapewnienie latoroślom korepetytorów,  dzięki czemu trafiały one do lepszych gimnazjów i liceów. Dlatego na uczelniach publicznych kształciła się młodzież nie mająca takich warunków i zmuszona do nadrabiania w krótkim czasie tego, c czym na studia przychodziła młodzież po lepszych szkołach średnich. W tej sytuacji uczelnie publiczne rekrutują młodzież także gorzej przygotowana do studiowania i choć też odczuwają skutki kryzysu, to jednak w mniejszym stopniu niż uczelnie niepubliczne, którym zostaje do zagospodarowania coraz mniejsza część tortu.
Tną więc koszty. W efekcie w ostatnich latach na doroczne konferencje bibliotek uczelni niepublicznych przyjeżdża coraz mniej koleżanek i kolegów. Bo nierzadko jako pierwsze pod nóż trafiają etaty w bibliotekach i fundusze na uzupełnianie zbiorów. We Wrocławiu już tylko zespół pracowników Dolnośląskiej Szkoły Wyższej pozostał w stanie nienaruszonym, a nawet w wyniku konsolidacji uczelni został nieznacznie zwiększony. Ale też jest to uczelnia, która od początku tworzona była z myślą o trwałym miejscu na mapie naukowej kraju, więc stawiała na rozwój własnej kadry i infrastruktury. Dziś to procentuje, choć i tu co jakiś czas nie bez obaw podpytujemy komisję rekrutacyjną o wyniki ich zabiegów.
Zjawisko traktowania bibliotek jako luksusu zaobserwowała w swoich badaniach moja współpracownica dr Magda Karciarz. Niemal połowa uczelni niepublicznych nie udzieliła jej żadnych informacji o bibliotekach, zasłaniając się... tajemnicą służbową. Tymczasem takich problemów nie widziały uczelnie, które mają dobre lub bardzo dobre biblioteki i mogą o tym nie tylko informować, lecz wręcz chlubić się nimi.
Słyszałem o takich przypadkach, że uczelnie zatrudniały - na umowę zlecenie lub na części etatu - wykwalifikowanych bibliotekarzy, by natychmiast się z nimi rozstać, gdy Państwowa Komisja Akredytacyjna zamknęła za sobą drzwi lub przysłała pozytywny raport, pozwalający uczelni nadal działać.
Pytanie o to, czy biblioteka jest potrzebą, czy też jest traktowana jako kosztowna konieczność, nie jest więc tak znowu retoryczne
                      


8 komentarzy:

  1. Panie Dyrektorze, za Pana czasów młoda przyjmowana do pracy bibliotekarka była pouczana, że "w naszej Bibliotece za sprawę nadrzędna uważane jest dobro czytelnika, jego kompetentna i wszechstronna obsługa". Obecnie nowo przyjmowany pracownik dowiaduje się od bezpośredniego przełożonego, że dla jego dobra i dobra jego przełożonego należy dokładnie, szybko i wiernopoddańczo wykonywać polecenia dyrektorki nawet gdyby nowo przyjęty uważał, że są one sprzeczne z tym co się nauczył podczas studiów i z tak zwanym zdrowym rozsądkiem.
    Serdecznie pozdrawiam Pana Dyrektora
    tak by się wydawało że to było niedawno bibliotekarka świeżo po studiach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miła Koleżanko, mój mistrz, prof. Głombiowski, nauczał, że wszyscy pracownicy biblioteki, a więc i dyrekcja, mają służyć - najlepiej jak umieją - czytelnikom. No, powiedzmy, ci pracujący ze zbiorami zabytkowymi, także tym zbiorom. Od siebie dodam, że dyrektor biblioteki jest od tego, żeby stworzyć pracownikom warunki - materialne i psychiczne - do tego, żeby mogli czytelnikom służyć skutecznie.Nawet w wojsku - poza stanem wojny - żołnierz może poprosić o wyjaśnienie sensu rozkazu i odmówić jego wykonania, gdy uważa go za sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem. Musi to jednak pisemnie uzasadnić

      Usuń
  2. Odpowiem, jak wrócę do domu. Na razie pozdrawiam z konferencji w Ostrołęce

    OdpowiedzUsuń
  3. Stefanie
    Uważnie przeczytałem twój wpis, i w jednym szczególe (no może dwóch, ale na tematy ideologiczno-polityczne sie nie udzielam) pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Otóż piszesz że wielkie korporacje potrzebują tanich i poozbawionych aspiracji pracowników. Nie wiem skąd ta opinia, ale po przepracowaniu w jednej z wielkich korporacji kilku lat mam skrajnie inne doświadczenie. Zarówno moja firma jak i ogromna większość podobnych (z branży prawniczej, finansowej i in.) bardzo dużą wagę przywiązuje do tego żeby pracownik stale się rozwijał. Firma organizuje nieustanie różnego rodzaju szkolenia wewnętrzne, i deleguje na zewnętrzne kursy konferencje, studia, szkolenia etc. W korporacjach doskonalenie zawodowe jest przyjmowane jako rzecz zupełnie naturalna, jest nawet niejako "wymuszona" procedurami firmy o których poniżej, a które skrzętnie pilnują żeby pracownik od takiej aktywności się nie uchylał. A więc co roku każdy pracownik (również biblioteki) musi się wykazać wieloma "aktywościami" ze swojej dziedziny, a ocena słaba czy zła, to prosty sposób żeby się z pracą w korporacji pożegnać. Jak więc widzisz, mam zupełne odwrotne doświadczenie - pracodawca korporacyjny zdecydowanie NIE JEST zaintersowany pracownikiem pasywnym i pozbawionym aspiracji. Nie jest nie jest zaintersowany pracownikiem tanim, bo zatrudniając takiego musiałby zatrudnic osobę np. bez wykształcenia, czy pozadanych umiejętności, i drożej kosztowało by doszkolenie takiej osoby niż zatrudnienie specjalisty. To prosty rachunek ekonomiczny. Zastrzegę jeszcze że mój komentarz nie miał na celu promowania lub reklamowania jakiejkolwiek korporacji, tylko przybliżenie punktu widzenia osoby "z wewnątrz". Pozdrawiam bodok

    OdpowiedzUsuń
  4. Bogus, odpowiem po powrocie. Być może zbyt zaufałem obiegowym opiniom. Ale też i pracodawcy są rozmaici. Pozdrawiam Cię i Rodzinke z Nowogrodu nad Narwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boguś, być może słowa korporacje użyłem zbyt rozszerzająco.. Są takie, jak np. ta, na którą się powołujesz, nazwijmy ją korporacją opartą na wiedzy), dla której rozwój zawodowy kadry jest jakby warunkiem utrzymywania czy wzmacniania pozycji konkurencyjnej, i są takie, w których wystarczy, że jakaś część pracowników ma tylko nabierać rutyny, dzięki czemu pewne powtarzalne operacje będzie wykonywać z większą pewnością i wprawą i nie będzie mieć pretensji do awansu pionowego, a więc i do znacząco wyższych zarobków. Komuś opowiedziałem dowcip, który wydał mi się bardzo zabawny. Ktoś pytany ile zarabia filozof, odpowiedział, że jak trafi na budowę, to i nawet 4000. A słuchacz odpowiedział: Tyle tylko, że filozof może w końcu znaleźć pracę np. jako nauczyciel etyki w szkole, ale murarz po zawodówce lub po kursie filozofii uczyć nie będzie

      Usuń
  5. Zazdroszczę wojaży :-) I pozdrowienia dla Żony, B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najciekawsza podróż tego roku dopiero przed nami i wspólna. Relacja we fragmentach może będzie w trakcie, a na pewno będzie po powrocie do domu. Wyruszamy w niedzielę

    OdpowiedzUsuń