W mediach pojawiła się informacja, że Sejmowa Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu postanowiła zmniejszyć liczbę egzemplarzy obowiązkowych publikacji - o jeden! Teraz ma ich być 17. Więc nie mogąc pohamować własnego temperamentu wiecznego dyskutanta na dwóch grupach dyskusyjnych na Facebooku napisałem, że nasze państwo jest hojne, ale nie na własny koszt, lecz wydawców. Na jednym zgodziło się ze mną parę osób, w tym szanowany przeze mnie profesor Janusz Kostecki. Na drugim zaczepił mnie żartobliwie inny profesor, którego lubię i szanuję - Artur Jazdon, z Biblioteki UAM, pytając czy napisałem to z zazdrości. Odpisałem, że nie, lecz ze złości. Że państwo jest rozrzutne nie na swój koszt. No i zaczęła się dyskusja. Z jednej strony, że państwo w ten sposób przyczynia się do rozwoju czytelnictwa, bo biblioteki uniwersyteckie nie wcielając do zbiorów wszystkich otrzymywanych publikacji dzielą się nimi z innymi bibliotekami, a z drugiej - mojej - że biblioteki obdarzone dobrodziejstwem egzemplarza obowiązkowego musza zatrudniać do tego ludzi do wykonywania biurokratycznej pracy związanej z rejestracja wpływu, monitowaniem wydawców, sporządzaniem protokołów przekazania materiałów do innych bibliotek, a tymczasem wydawcy żeby powetować sobie koszty egzemplarza obowiązkowego (czasem od 100 lub 150 egzemplarzy) muszą podnosić ceny na sprzedażne egzemplarze, ograniczając tym sposobem możliwości nabywcze bibliotek nie mających prawa do egzemplarza obowiązkowego oraz nabywców prywatnych. Więc państwo raczej ogranicza czytelnictwo. Zresztą, popatrzmy, jaki jest efekt tego rzekomego wspierania: Według badań Biblioteki Narodowej 60 % obywateli naszego kraju w ciągu minionego roku nie ma w rękach żadnej książki! Główne przyczyny są dwie: bo książki są drogie, bo trudno o ciekawe nowości w bibliotekach publicznych. Bo to wspieranie czytelnictwa w Polsce polega na tym, że biblioteki publiczne stać na połowę tych książek, jakie w stosunku do liczby mieszkańców mogą kupić biblioteki skandynawskie, kraje Beneluksu lub np. w Czechach. A w wymienionych krajach liczba egzemplarzy obowiązkowych wynosi od jednego do trzech - czterech.