piątek, 24 stycznia 2014

Nowy Rok w Bibliotece DSW, nowe porządki, nowe plany i zadania

Nie tyle Nowy Rok, co nowy miesiąc, konkretnie luty.
Od pierwszego dnia tego miesiąca będą z nami pracowały dwie nowe koleżanki. Jedna wchodziła w skład naszego zespołu już od roku, od kiedy do Dolnośląskiej Szkoły Wyższej przyłączyła się dotychczasowa Szkoła Wyższa "Asesor". Przyłączyła się też biblioteka z jej szefową, moją długoletnią koleżanką po fachu, a przedtem jeszcze studentką. Przez rok biblioteka funkcjonowała w swojej dotychczasowej siedzibie przy ul. Drukarskiej. Ale jeszcze w grudniu zostaliśmy poproszeni o przygotowanie koncepcji włączenie tej biblioteki do naszej. Nie paliliśmy się do tego, bo oznacza to znaczne zagęszczenie zbiorów na nie tak znowu wielkiej powierzchni. Z drugiej strony jednak nie było potrzeby, żeby wynajmować część gmachu w znacznej odległości od kampusu i ponosić koszty.
I oto dziś przywieziono do nas pierwszą partię regałów i zbiorów. Znaleźliśmy dla nich miejsce likwidując ponad 30 miejsc w jednym z dwóch sektorów czytelni. W przyszłym tygodniu przyjedzie reszta, w tym biurko naszej starej-nowej koleżanki i jej pół etatu. Będzie więc można w szerszym zakresie rozwinąć działalność biblioteki (ja sobie obiecuję głównie rozszerzenie analitycznego opracowania zawartości gromadzonych czasopism i ewentualnie szkolenia użytkowników), a jednocześnie łatwiej będzie można obsadzić dyżury weekendowe. Zwłaszcza, że koleżanka legitymuje się dużym doświadczeniem zawodowym i rzeczowym podejściem do pracy. W rezultacie wszyscy członkowie zespołu będą mieli średnio jeden weekendowy dyżur na dwa miesiące mniej. I tym samym więcej czasu na prace wewnętrzną, bo będzie mniej godzin do "odebrania".


Najpierw jednak trzeba będzie wspólnymi siłami przywieziony  księgozbiór "roztopić" w dotychczasowych zasobach, przy okazji dokonując w nim selekcji, gdyż w pewnych zakresach zbiory się dublują. No i trzeba będzie przekonwertować przewiezione zbiory z systemu MOL do PROLIB-a. Mamy nadzieję, że to będzie jedyny okres, kiedy konieczne będzie wstrzymanie wypożyczeń. Chyba, że nie zdążymy wykonać zamierzonych prac do wakacji i wtedy wszystkie siły skierujemy na tę pracę.
Dziś też zakończyliśmy rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na objęcie etatu zwalnianego (na razie w drodze urlopu bezpłatnego) przez jedną z naszych koleżanek. O wakującym od początku lutego miejscu powiadomiliśmy te osoby, które wcześniej złożyli u nas aplikacje, a ich treść uznaliśmy za rokującą dobrą pracę. Tym razem, w przeciwieństwie do rozmów sprzed 10 lat, towarzyszyli mi współpracownicy.  Choć wtedy trafiłem w "10". Ale  przecież to pracownicy biblioteki będą mieli codziennie do czynienia z nową osobą i w ich interesie jest, żeby zatrudniono kogoś, kto z jednej strony będzie pracowity, z drugiej zaś będzie umiał ułożyć sobie z nimi właściwe relacje. I to oni po moim  zagajeniu i postawieniu pierwszego pytania przejmowali inicjatywę w rozmowie. W zasadzie każdego z rozmówców można by przyjąć bez ryzyka. Widać było, że nasza biblioteka nie była dla nich anonimowa, jedną z wielu, a większość ma już pewne doświadczenie w pracy w bibliotece lub przynajmniej praktyki albo staże. Większość wykazała się też znacznymi kompetencjami społecznymi. Jednak trzy osoby uznaliśmy za te, spośród których trzeba będzie wyłonić tę jedną, która stanie się jedną z  nas. W tym jedną, z którą rozmawialiśmy dziś zdalnie, korzystając ze Skype'a. Dziewczyna odbywa bowiem staż zawodowy za granicą. Gotowa była przylecieć do kraju, ale uznaliśmy, że  oszczędzimy jej fatygi i kosztów. Ujęła mnie tym, że pod koniec rozmowy podziękowała za znalezienie takiego rozwiązania. W poniedziałek podsumujemy przebieg rozmów i podejmiemy decyzję. Był pomysł, żeby urządzić "dogrywkę". Zasugerowałem jednak, że jeśli okaże się, że nie podejmiemy optymalnego wyboru, po okresie zastępstwa przeprowadzimy nową rekrutacje z uwzględnieniem doświadczeń z tej akurat zakończonej.
Trzecia nowość to moje nowe obowiązki w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich. W ciągu ostatniego roku Koło Bibliotek Niepaństwowych Szkół Wyższych znacznie zwolniło obroty. Głównie na skutek zmian w bibliotekach. Mniejsze uczelnie poznikały lub zostały wchłonięte przez większe, a w innych cięcia etatowe dotknęły właśnie bibliotekarzy. Tylko w dwóch uczelniach (W DSW i Wyższej Szkole Bankowej) biblioteki maja większą niż jednoosobowa obsadę. Kiedy więc tych kilka osób, które jeszcze w kole się ostały zastanawiały się, czy ma sens kontynuowanie aktywności, tchnięty jakimś impulsem ogłosiłem, że jeśli członkinie tego gremium zaakceptują mój plan działania i zechcą je wspólnie ze mną realizować, to spróbuję aktywność ożywić. Nie wiedzieć czemu, dotychczasowa przewodnicząca nic właściwie nie mówiąc, mową ciała okazała pewien sceptycyzm. Trudno!
No i opracowałem propozycję planu, moim zdaniem całkiem ambitnego, ale realistycznego, i rozesłałem do wszystkich zainteresowanych. Chciałbym, żeby nasze koło, nie zaprzestając takich inicjatyw jak "Odjazdowy bibliotekarz", czy turnieje kręglarskie bibliotekarzy, tak jak przed paroma laty,  znów intelektualnie rozbudzało środowisko zawodowe. Dlatego zaproponowałem dwa cykle tematyczne spotkań dyskusyjnych. Jeden poświęcony ma być powinnościom zawodowym bibliotekarzy. Chodzi o to, żeby doprowadzić do jasności, jakiego typu prace i zadania powinni bibliotekarze wykonywać, co robić, żeby mogli je wykonywać jak najlepiej, ale też jakimi pracami bibliotek i bibliotekarzy obciążać nie należy i z nich nie rozliczać. Co nie znaczy, że nie mogą się ich samorzutnie podejmować. Drugi zaś, nazwany wstępnie "W poszukiwaniu dobrych praktyk", z jednej strony ma pokazywać wartościowe rozwiązania w organizacji pracy bibliotek i stanowić inspirację dla innych, z drugiej zaś pozwoli bibliotekom i bibliotekarzom pokazać się w środowisku. Docelowo może to podnieść jakość pracy wszystkich bibliotek i dać ich pracownikom satysfakcję zawodową.
Tymczasem już przyszło mi reprezentować Koło na zebraniu Zarządu Oddziału Wrocławskiego. Wrażenia takie jak zawsze: Niby był przyjęty jakiś porządek, ale przy lepszej dyscyplinie i większym szacunku dla czasu zebranych zrealizować go można było w 1/3 czasu, który na zebraniu spędziłem. Chyba zaproponuję zarządowi jakieś szkolenie lub warsztaty z organizacji zebrań i uczestnictwa w nich. Sam ni stąd ni zowąd wpadłszy w tryby polityki na szczeblu lokalnym przeszedłem takie szkolenie. W jego wyniku przewodnicząca klubu zapraszając jego członków zawiadamiała nie tylko o agendzie, ale  o rozkładzie minutowym rozpatrywania poszczególnych spraw i przewidywanym terminie zakończenia obrad.  Przedłużenie debaty wymagało zgody zebranych. Niby bibliotekarze powinni sobie z tym radzić, tyle jest książek na ten temat, ale jak przychodzi co do czego... Tymczasem zasugerowałem już, żeby za działania kół czy innych ogniw Stowarzyszenia nie uznawać tych działań, które są wymieniane tylko dlatego, że ich sprawcami są osoby lub zespoły będące członkami organizacji. Niech koło, oddział czy inne ogniwo będzie przynajmniej inicjatorem lub współinicjatorem, niech zainwestuje pieniądze lub wkład materialny, niech to będzie wykonane poza służbowym czasem pracy lub nawet w czasie pracy (za zgodą kierownictwa biblioteki) , ale niech będzie działaniem ponadstandardowym.
Inna sprawa to realizacja strategii Stowarzyszenia na lata 2010-2021. Może na szczeblu centralnym wygląda to inaczej. Na szczeblu lokalnym jednak cała strategia sprowadza się do tego, że plany i sprawozdania pisane są nie według celów statutowych, jak przed przyjęciem planu strategicznego lecz celów strategicznych. Różnicy między nimi jednak nie ma. Ale o tym chcę napisać osobno i do druku

7 komentarzy:

  1. Rzeczywiście pracy sporo.Wchłonięcie nowo- starych zbiorów to praca bardzo żmudna,
    Ciekawa jestem jak Pan podejdzie do bibliografii zawartości czasopism. Robiłam to we wszystkich bibliotekach, w których pracowałam, W najmniejszym zakresie w bibliotece typu publicznego, Ostatnio pracowałam w Zespole Szkół - 1500 uczniów+ 100 osób personelu. Bibliografia zawartości czasopism przyciągała też czytelników z całego rejonu. Opracowywałam około 30 czasopism biorąc partie do domu na wieczór. Przy ciągłych niedoborach książek - to była niesamowita porcja aktualnej informacji. Aktualizacja takiej bibliografii uświadomiła mi jak szybko świat wiedza i prawo się zmienia... W bibliotece technicznej natomiast nawiązałam współpracę z kadrą inżynierską, która oceniała artykuły i skierowywała je do poszczególnych komórek organizacyjnych zakładu.Pracę magisterską pisałam na temat katalogu przedmiotowego i języków informacyjnych. (też już się zdezaktualizowała - dzisiaj posługujemy się tagami) , ale teoria się przydała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacząłem to robić sam pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy nie było jeszcze wielu studentów, a i książek oraz czasopism nie za wiele. "Rozpisywałem" na czynniki pierwsze, katalogując i opatrując rekordy hasłami przedmiotowymi zarówno czasopisma, jak i książki będące pracami zbiorowymi. Te ostatnie wtedy, gdy zawarte w nich artykuły tematycznie "wystawały" poza ogólną tematykę. O pożytku przekonały mnie nie tylko opinie studentów, ale i pewnego profesora spoza naszej uczelni, który poszukiwał publikacji o kulturze okresu PRL.. W naszym katalogu znalazłem m.in. artykuł na ten temat w książce poświęconej... edukacji przed- i wczesnoszkolnej. Profesor stwierdził, że żadna biblioteka nie pomogła mu bardziej niż nasza, licząca wówczas kilka tysięcy książek i ok. 50 tytułów czasopism. "Wyławiałem" też artykuły poświęcone problematyce edukacyjnej w czasopismach o charakterze bardziej ogólnym, np. w "Odrze" czy "Przeglądzie Humanistycznym". Dzięki temu były one dość dobrze wykorzystywane. Co było widać (w postaci znamion częstego czytania) w porównaniu z tymi numerami, w których artykułów o tej tematyce nie było.
      Chcąc nie chcąc opatrujemy teksty hasłami przedmiotowymi w języku KA-BA, jak większość bibliotek naukowych. Ale nie jest on całkiem funkcjonalny, gdyż wiele tematów ma postać nieadekwatną do języka fachowego lub potocznego (np. zamiast tematu "Mobbing" jest "Przemoc w środowisku pracy", zamiast "E-learning" jest "Komputery w edukacji", a zamiast "Balet" - "Balety"), dlatego w odpowiednim polu wstawiamy tematy z leksyką stosowaną przez naszych użytkowników lub właśnie tagi. O tych dziwnych hasłach napisałem już dwa felietony na blogu, koresponduję w tej sprawie z centralą tworzącą ten język.Bez rezultatu.

      Usuń
    2. Weryfikują, Pani Halino. Np. już miast tematu "Sztuki" jest temat "Sztuka". Może pójdą po rozum do głowy i zrobią coś z baletami i sportami. Bo mnie "Balety" kojarzą się z czymś bardzo daleko odbiegającego od sal operowych (chyba, że gdzieś garderobach po udanym spektaklu), a "Sporty" kojarzą się z papierosami, które dawno, dawno temu sprzedawano w "10" po 1,50. Tata nie palił, ale miał w domu do częstowania innych.

      Usuń
  2. Formułowanie haseł w polskim szyku powinno, moim zdaniem, uwzględniać różny stopień przygotowania i (inteligencji) użytkowników. Różnie z tym bywa, ale po to są właśnie odsyłacze.... albo znajomość środowiska..
    Rajcowała mnie ta praca...-:) Czy twórcy tych haseł czasami je weryfikują, tak jak robił to Przewodnik Bibliograficzny?.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ad haseł w JHP KABA, z której i my korzystamy - nasz ulubiony przykład to "żłobki". Jako biblioteka uczelni pedagogicznej, korzystamy z tego hasła, jest nam potrzebne, zresztą - nie jest jakieś specjalnie wyszukane. A w KABA nie ma, są tylko "żłóbki bożonarodzeniowe" ;)

    OdpowiedzUsuń