poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Nacjonalizm oczami antropologa

Wydarzenia ostatnich lat, różne marsze z pochodniami, dziwnymi sztandarami, pikniki z zamawianiem po pięć piw gestem jednej ręki skłoniły mnie do zapoznania się z istotą nacjonalizmu. Toteż na wolnych kilka dni od święta, które moja mama nazywała Matki Boskiej Zielnej do niedzieli, bo mieliśmy w bibliotece pranie wykładzin,. wziąłem pachnącą jeszcze świeżym drukiem książkę prof. Krzysztofa Jaskułowskiego "Wspólnota symboliczna : w stronę  antropologii nacjonalizmu" (Gdańsk : Katedra, 2012). Zaintrygowała mnie, gdyż autor analizuje przejawy tej ideologii najświeższymi wydarzeniami i zjawiskami w kraju, którymi żyliśmy - i  wciąż żyjemy - w ciągu ostatnich kilku lat. Analizie antropologa zostały więc poddane reakcje prawicowych publicystów i historyków na książkę Jana T. Grossa "Strach", stosunek prawicowych polityków do akcesu Polski do Unii Europejskiej, mitologizacja katastrofy smoleńskiej przez polityków PiS, wydarzenia związane z tzw. walką o krzyż przed pałacem prezydenckim, emancypacyjne dążenia mniejszości etnicznych (Kaszubów i  Ślązaków oraz tzw. stadionowy patriotyzm. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że na książkę składają się artykuły autora publikowane przez ostatnie dwa lata w pracach zbiorowych oraz czasopismach naukowych. Całość jest jednak spójna i gdyby nie pewne drobne powtórzenia oraz brak podsumowania trudno byłoby się tego domyślić.



Na ponad 200 stronach autor rozprawia się metodycznie z obiegowymi sądami i stereotypami o odwiecznym ponoć naszym narodzie spojonym wspólnymi symbolami, religią i językiem.. Powołując się na różnych autorów oraz własne dociekania dowodzi, że to coś, co nazywamy narodami i ideologia nacjonalizmu, to całkiem nowy "wynalazek", datujący się na lata po Rewolucji Francuskiej,  której sprawcy i ideolodzy uznali, że aby zapewnić więź wśród mieszkańców Francji, żeby identyfikowali się jako Francuzi trzeba ich nauczyć posługiwania się językiem ogólnopaństwowym, a za jego pośrednictwem skupić wokół pewnych wspólnych symboli, jak piękne karty historii, wielkich władców, symboli religijnych oraz pewnego kanonu literatury. Od wtedy też zaczyna się wyodrębnianie kultur narodowych Erupcję ideologii lokuje zaś na początku XX w., gdy nastąpiła eksplozja uczuć narodowych w postaci wybuchu wojny światowej, rozpadu imperiów w Europie Środkowej, w wyniku czego powstało wiele małych państw. Przywódcy powoływali się bowiem na odwieczne ponoć dążenia do wyzwolenia narodów z ucisku. Były to jednak wciąż ideologia wykształconych elit. Chłopi polscy jeszcze w okresie międzywojennym nie byli świadomi swej narodowości. Ilustruje to świetnie bohater powieści "Konopielka" Edwarda Redlińskiego, który pytany czy jest Polakiem, odpowiada, że jest tutejszy, z Taplar. Dopiero upowszechnienie oświaty, rozwój mediów, zwłaszcza elektronicznych, zrobiły swoje, gdyż dotarły do szerokich mas.. A że te karmią się stereotypami i prostymi symbolami, więc i współczesny nacjonalizm do nich się odwołuje, stając się ideologią dość powszechną, ale opartą na słabiutkich podstawach teoretycznych.
Ogólnie rzecz biorąc, autor wyróżnia dwa rodzaje nacjonalizmu: obywatelski (lub polityczny) i etniczny. ten pierwszy definiuje naród jako otwartą wspólnotę, opartą na lojalności wobec konstytucji. Więź między jego członkami polega na lojalności wobec pewnych fundamentalnych zasad istotnych dla danej wspólnoty. Każdy, kto ja deklaruje może uważać się za członka tak rozumianego narodu., niezależnie od korzeni, religii czy rasy. W nacjonalizmie etnicznym naród rozumiany jest zaś jako organiczna grupa społeczna, w której decydujące znaczenie ma ją czynniki pozapolityczne: pochodzenie, kultura, język, religia.. Jest więc grupą zamkniętą, z wyznaczonymi granicami,a przynależność do niej nie jest zależna od woli jednostki. Sprawia to, że takie pojmowanie narodu i taki bazujący na tym pojęciu nacjonalizm bywa źródłem dyskryminacji, przesiedleń czy czystek etnicznych.
Trudno tu o bardziej szczegółową relację z lektury. Warto jednak po nią sięgnąć, żeby idąc za myślą autora, sprawnie operując metodą naukową oraz barwną polszczyzną poznać istotę nacjonalizmu a la polonaise i jego przejawy w tak ekscytujących nas wydarzeniach i zjawiskach jak organizowane przeżycia zbiorowe po katastrofie smoleńskiej, propagandę przeciw akcesowi do Unii, bo skończyć się może czwartym czy piątym rozbiorem Polski, móc ze spokojem podejść do problemu autonomii Śląska a także poznać mechanizmy społeczne związane z wielkimi międzynarodowymi imprezami piłkarskimi.
Więc na koniec próbka narracji w tej ostatniej wprawie: "Wystarczy zatem wywiesić flagę na balkonie, założyć koszulkę reprezentacji, zasiąść przed telewizorem w biało-czerwonych kapciach i chłonąć wrażenia. Poczucie tożsamości narodowej zostaje sprywatyzowane, skomercjalizowane i sprowadzone do indywidualnego stylu życia, który ma niewielkie polityczne znaczenie".
okładka

10 komentarzy:

  1. Widzę rażący błąd w recenzji. Religię, język, kulturę można zmienić. Nie jest to łatwe, niekiedy bywa trudniejsze od zmiany obywatelstwa, niemniej pozostaje osiągalne. Chętnym nie należy tego utrudniać, stąd też nacjonalizm etniczny, czerpiący z silnych więzi wcale nie musi przekładać się na dyskryminację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Można mieć pretensje do prof. Jaskułowskiego. Nie pisze on, że nacjonalizm etniczny JEST źródłem dyskryminacji, lecz, że bywa (może być). No i bywa. Idę o zakład, że służba młodego prof. Baumana w KBW w okresie bierutowskim nie kłułaby nikogo w oczy, gdyby nie jego żydowskie pochodzenie. Tym razem udało się jego prześladowcom znaleźć innego haka, dzięki któremu uniknąć mogą oskarżeń o antysemityzm. Nie mam co odo tego ani krzty wątpliwości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie, źródłem dyskryminacji "bywa" również wielokulturowość i akcja afirmatywna, ukazywane jako przeciwieństwo nacjonalizmu. Książki nie czytałem i stąd nie ośmielę się jej oceniać, ale z tego co Pan pisze wnioskuję, że z lektury mogą wypływać dość kuriozalne supozycje dotyczące samej koncepcji narodu, w tym wypadku polskiego. Przywołany przez Pana przykład Baumana świadczy o subiektywnej interpretacji zachowań zbiorowych, którym z marszu przypisuje Pan antysemityzm. Ale W. Jaruzelski "kłuje w oczy" nawet bardziej, pomimo swojego ziemiańskiego pochodzenia i nienagannej polszczyzny. Z drugiej strony tego "polskiego patrioty" bronią najżywiej te same środowiska, które Baumana otaczają nimbem intelektualnego rozgrzeszenia. Nacjonalizm jest czymś więcej niż wykluczaniem jednych przez drugich, a jeśli już sprowadzić problem do tego poziomu, to zapytajmy, gdzie wykluczenie nie występuje. Warto więc człowiekowi myślącemu mieć wątpliwości.

      Usuń
    2. Proszę Pana, posiadanie wątpliwości jest świadectwem myślenia. Nie myślelibyśmy, gdybyśmy nie mieli wątpliwości. Przyjmowalibyśmy "na wiarę" wszystko to, co nam przekażą inni, zwłaszcza ci, którym przypisujemy jakiś rodzaj autorytetu. Co się zaś tyczy nacjonalizmu, to nie musi on wykluczać. Jeśli przyjmiemy szerszą formę, "otwartą", nacjonalizmu, to zgodzimy się, że każdy, kto np. uważa się za Polaka, ma polskie obywatelstwo (z urodzenia lub na skutek wystąpienia o nadanie mu polskiego paszportu), ten jest Polakiem.Gdyby nie taka otwarta postawa rządów np. USA, to Amerykanami byliby tylko Indianie, a w Australii - tylko aborygeni. Więc jeśli Bauman uważa się za Polaka, to dla mnie jest Polakiem, a Jaruzelski mimo służalczości wobec Sowietów też jest Polakiem. Polacy na ogół nie zdają sobie sprawy, ilu wielkich Polaków stało się Polakami w wyniku świadomego wyboru narodowości. Dla nich Polakami od urodzenia są np. autor "Słownika Języka Polskiego" Samuel Bogumił Linde. historyk dziejów Polski Joachim Lelewel, twórcy "Bibliografii Polskiej" czyli trzy pokolenia Estreicherów (od Oesterreicher, czyli Austriak), że o Mickiewiczu nie wspomnę. Pewnie nie zdaje sobie Pan sprawy, ilu Polaków wylądowało na zsyłce na Sybirze tylko dlatego, że będąc lojalnymi obywatelami Polski odmówiło w 1939 i 1940 roku przyjęcia obywatelstwa sowieckiego. Z bardziej znanych przytoczę nazwiska Aleksandra Wata i Józefa Hena Odmówienie im polskości jest dla mnie pospolitym draństwem

      Usuń
    3. Szanowny Panie, proszę wybaczyć, ale pańska definicja "otwartego" nacjonalizmu wymyka się podstawowym zasadom kształtującym zbiorową świadomość. Gdyby narodowość była wyłącznie kwestią indywidualnego wyboru obywatelstwa, to nie znaczyłaby więcej niż przynależność do klubu sportowego, stylu życia czy rozrywkowej subkultury. Przywołany przez Pana przykład Stanów Zjednoczonych jest istotnie świadectwem istnienia narodowości inkluzywnej, ale jej powodzenie opierało się nie tylko na wyborze obywatelstwa i stwierdzenia "od dziś jestem Amerykaninem", ale także na świadomym przyjęciu na siebie szeregu zobowiązań wobec wspólnoty społecznej i państwa. Proszę zwrócić uwagę, że obecnie Amerykanie wszystkich niemal ras i narodowości z uprzedzeniem spoglądają na napływ Latynosów, którzy nie asymilują się z amerykańską kulturą i poczuciem praworządności. Społeczeństwo otwarte nie jest bezwarunkowe. W Europie niestety radzono sobie z tym zwykle gorzej, niż za oceanem. Dowodem jest fakt, że potrafimy polemizować o tym, czy Wat lub Bauman, którzy współuczestniczyli w tworzeniu okupacyjnej władzy radzieckiej w Polsce mogą być dzisiaj uznawani za "lojalnych obywateli" naszego kraju. Pierwszy, choć został później brutalnie wyleczony z sympatii do komunizmu, to utrzymując polskie obywatelstwo, podpisał się w 1939 r. pod aneksją wschodnich terytoriów RP do Ukraińskiej SRR. Drugi, który cały okres wojny spędził w ZSRR, powrócił do Polski utrwalać panowanie wrogiego Polakom systemu i do dziś nie wyraża z tego powodu wyrzutów sumienia. Obaj pozostawali lojalni wobec jakiegoś porządku, władzy lub państwa. Polska komunistyczna także stała się dla wielu ludzi ojczyzną, ale dla innych oznaczała niewolę i nie była wcale Polską lecz jej atrapą. Bauman i Jaruzelski pozostawali lojalnymi obywatelami Polski Ludowej, totalitarnej i zniewolonej przez radzieckie imperium, a przykładowo Ferdynand Goetel, choć całym sercem oddany sprawie polskiej, nie mógł czuć się obywatelem nowej Polski i ścigany listem gończym zmuszony był ją opuścić. "Honorowym" obywatelem został natomiast niebawem Konstanty Rokossowski, bez względu na to za kogo się uważał. Gdyby tożsamość i świadomość stanowiły przedmiot subiektywnego gustu to dyskutowanie o polskości nie miałoby najmniejszego sensu.

      Usuń
    4. 1. Proszę Pana, definicja nie jest moja tylko prof. Jaskułowskiego. I mnie ona przekonuje.
      2. PRL jaki był taki był, ale to był m.in. mój kraj, w którym, urodzony w nim, czułem się Polakiem i jego obywatelem. A że był dla jednych dobry, dla drugich zły, to inna sprawa. Stany w czasach niewolnictwa były złe dla niewolników, gdy dyskryminowano Afroamerykanów, były dla nich złe, a dziś są złe np. dla bezrobotnych. W dzisiejszej Polsce też źle się czują trwale bezrobotni, bezdomni lub zarabiający grosze i czujący się wyzyskiwanymi. W czasie studiów miałem wśród przyjaciół Polaków pochodzenia żydowskiego, którzy choć czuli się Polakami, zostali zmuszeni do opuszczenia Polski w 1968 roku. Dziwnie Pan o nich nie wspomina.
      3. Jeśli Bauman, Wat czy Jaruzelski czują się (lub czuli) Polakami, to dla mnie SĄ Polakami.Tak samo jak Trynkiewicz czy gangsterzy. Mają do tego prawo.

      Usuń
    5. Jeszcze raz. Powinien Pan znać powiedzenie pierwszego senatora USA pochodzenia niemieckiego Carla Schulza "My country, right or wrong. If right, to by kept right, if wrong, to be set right". Jeśli PRL był zły, należało czynić starania, żeby był lepszy. A nie szukać winnych zła i przypisywać ludziom fałszywe zarzuty. Aleksander Wat nigdy nie zrobił niczego, żeby podporządkować Polskę Sowietom. Przypłacił to więzieniem swoim oraz zsyłką zony u syna

      Usuń
  3. 1. W takim razie pojawia się zwykłe, bałamutne rozwodnienie. Równie dobrze jedzenie ryby niekiedy prowadzi do przykrej przygody z ością, a prozaiczne wyjście z domu potrafi zabić. Wydaje mi się, że powyższa notka nie zasługuje na miano recenzji naukowej. Może kiedyś przeczytam tę pozycję i wtedy dam kontr-recenzję. :)
    2. Nie jestem antysemitą, jeśli masz jakąś listę nieżydowskich zbrodniarzy z KBW, chętnie poznam. Nie chodzi o płotki czy narodowość, interesują mnie osoby odgrywające jakąś poważną rolę w polskiej przestrzeni publicznej. A, nie... Ty z definicji grzebanie w przeszłości uważasz za naganne, bo do ocen mają prawo tylko ci, co przeżyli. .:))
    3. Gdyby nie historia z wiadomym marcem ewolucja intelektualna tak zwanego środowiska lewicy laickiej potoczyłaby się całkiem inaczej. Nie powstałby ten mariaż z otwartym katolicyzmem, po którym po dziś dzień obie strony mają kaca. Nie pojawiałyby teksty o tym, że Leszek Kołakowski ponosi osobistą odpowiedzialność za zbrodnię wprowadzenia religii do szkół. (Autentycznie, widziałem taki paszkwil, ale namiarów niestety nie mam. Nie zachowałem, a szkoda.)

    PS: Na moim blogu pojawiła się ostra polemika. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę Pana, naukowe recenzje pisuję do naukowych czasopism. Wtedy analizuję - i oceniam - wartość informacyjną, metodologiczną i językową recenzowanej książki. I czynię to tylko w stosunku do książek z tych dyscyplin, w których jestem specjalistą. Nie jestem antropologiem, ale interesują mnie zjawiska społeczne zachodzące wokół mnie i czytam o nich.Tu piszę o własnych wrażeniach z lektur, a nie recenzje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Neosceptyku, nie zaszczycę Pana komentarzem do tego, co Pan napisał na jednym ze swoich pięciu blogów (pięć blogów, a tylko w jednym jeden wpis, poświęcony mojej osobie). Przykro mi, ale jego forma i treść nie zasługują na jakąkolwiek reakcję poza machnięciem ręką. Może z czasem nabierze Pan jakiejś ogłady, biegłości w wyrażaniu myśli i będą to myśli, a nie mniemania, zmienię zdanie. Pomijam już to, że czuję się niezręcznie jako przedmiot bloga. Pisz Pan sobie o Kołakowskim, Baumanie albo o jakimś innym tuzie, ja nie mam pretensji do tego rzędu wielkości

    OdpowiedzUsuń