sobota, 30 kwietnia 2016

Prohibita w bibliotekach w późnym PRL-u

Publikacje objęte zakazem upowszechniania mogły przechowywać tylko biblioteki naukowe. Rzecz w tym, że publikacje te musiały się znaleźć na liście publikacji objętych zakazem. Tymczasem publikacje wysyłane z zagranicy do bibliotek polskich zatrzymywane były przez urzędy celne „po uważaniu”. Jeśli celnik zajmujący się kontrolą przesyłek, na ogół będący na usługach bezpieki, uznawał po pobieżnym przejrzeniu książki, że zawiera ona treści godzące w ustrój socjalistyczny lub sojusz ze Związkiem Radzieckim, podejmował decyzję o jej zatrzymaniu. Na szczęście w takich razach biblioteka, do której szła wysyłka była zawiadamiana o zatrzymaniu, z podaniem elementarnych danych bibliograficznych.
Co więc robiły biblioteki w takich razach? Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu (przypuszczam, że jako jedna z wielu) przekazywała sprawę do uczelnianego radcy prawnego, a ten wnioskował do Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk (tak malowniczo nazywał się urząd cenzury) o… wydanie zakazu upowszechniania zatrzymanych książek. I wtedy, gdy przychodziło pismo zawiadamiające o wydaniu zakazu, można było wzywać urząd celny do ich przysłania.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Powojenne przesiedlenia, wypędzenia, wędrówki ludów w oczach wiejskiego dziecka

Czeka mnie jutro około ośmiu godzin w podróży do Zlina na południu Moraw na zabieg usunięcia zaćmy. wybrałem takie rozwiązanie, gdyż czeskie kliniki wykonują te zabiegi za stawki Narodowego Funduszu Zdrowia, na które polskie kliniki się nie godzą. Pozostaje czekać latami lub słono płacić. A tak płacę za dowóz w obie strony i badania przed zabiegiem i po nim, a od momentu kontaktu z firmą pośredniczącą minęło dziesięć dni. A proponowano mi wyjazd w dwa dni.
Mam nadzieję, że będę mógł część czasu przeznaczyć na lekturę i zabieram na nią książkę Beaty Halickiej. profesor uniwersytetów w Poznaniu i Frankfurcie nad Odrą "Polski Dziki Zachód : przymusowe migracje i kulturowe oswajanie Nadodrza 1945-1948" (Kraków, Universitas, 2015), którą wcześniej wpisałem na listę "Do przeczytania".
Po drodze do domu zatrzymałem się w okolicznym pubie na piwko i przeczytałem obszerny wstęp, wielce zresztą zachęcający do dalszej lektury.

Czeski mąż stanu o sobie, swoich czasach i o polityce

Dwóch postaci możemy Czechom zazdrościć - Jana Husa i Tomasza Garrigue Masaryka. Choć czasem zastanawiam się, czy nie powinniśmy im zazdrościć recepcji myśli i czynów akurat tych dwóch osób.Pierwszy próbował wprowadzić zasady przyzwoitość w Kościele, a drugi w polityce. Niestety, ten pierwszy musiał przypłacić za to utratą życia, drugi. szczęśliwie dożył sędziwego wieku, ukoronowanego kilkunastoletnia prezydenturą państwa, w którego niepodległość wniósł walny udział.
Przez kilkanaście ostatnich lat swego życia Masaryk najpierw jako prezydent Czechosłowacji spotykał się ze swym ulubionym rozmówcą wybitnym czeskim pisarzem Karelem Capkiem. Czasem  były to istotnie rozmowy, czasem Masaryk cofał się o dziesiątki lat, opowiadając o różnych wątkach swego długiego życia, czasem wyłuszczał swoje zdanie w różnych kwestiach - filozoficznych, politycznych, moralnych lub np. o edukacji - a czasem po prostu wspólnie sobie milczeli. To znaczy pisarz o coś polityka zapytywał, a ten wypowiadał zdawkowe dwa - trzy słowa i odpowiadał tylko sam sobie milcząc, a pisarz mu w tym nie przeszkadzał. 
Ale i rozmowy i seanse wspólnego milczenia zaowocowały grubym tomem. Pisarz zaproponował politykowi wydanie drukiem jego biografii i przemyśleń. O ile jednak tych przemyśleń trochę się uzbierało, o tyle o kolejach losu Masaryka  miał do pisania niewiele, bo niewiele się z rozmów dowiedział. Dając jednak swemu partnerowi rozmów do przeczytania kolejne partie szykowanej książki (w sumie ukazały się za życia Masaryka trzy wydania, a każde następne było obszerniejsze) otrzymywał  z powrotem wersje uzupełnione o rozległe, obfitujące w liczne szczegóły opowieści.
Opowiada Masaryk, że urodził się (w 1850 r.) w rodzinie pańszczyźnianych chłopów na Morawach i od dziecka czuł się raczej Słowakiem niż Czechem. Jeśli wiedział o jakimś dużym mieście, to nie była nim Praga, lecz  Wiedeń. Rodzice posługiwali u państwa. I musieli mieć ich zgodę na to, żeby posłać syna do szkoły, o co szczególnie zabiegała mająca pewne obycie matka. Otrzymał nie tylko zgodę, ale i wsparcie, dzięki któremu po ukończeniu szkoły realnej w pobliskim miasteczku, gdzie okazał się zdolnym uczniem został posłany do Wiednia na naukę rzemiosła ślusarskiego. Uciekł stamtąd po dwóch tygodniach i zaczął terminować u miejscowego kowala, żeby po osiągnięciu szesnastego roku zacząć szkolę nauczycielską. Ale przypadek zrządził, że już jako  czternastolatek zaczął uczyć dzieci. Opowiedział o tym, jak matki jego uczniów poszły na skargę do księdza dziekana ze skargą, gdyż nauczał ich dzieci, że Słońce stoi w miejscu, a Ziemia krąży wokół niego, co jest niezgodne z Biblią.  Ojcowie przyszli jednak do szkoły, żeby przekazać mu, że ma się kobietami nie przejmować i uczyć tak, jak jest napisane w książkach. Rok później już był uczniem (niemieckiego) gimnazjum w Brnie. Niedaleko od rodzinnego domu, gdyż na niedzielę chodził do rodziców na piechotę. Ruchawki w Europie Środkowo-Wschodniej przerwały ten okres edukacji na kilka lat. A bezpośrednio przyczynił się do tego on sam stając przed dyrekcją w obronie dziewczyny, w której się zakochał. Został usunięty  za krnąbrność. Wznowił naukę w 1869 r. w gimnazjum akademickim w Wiedniu, gdzie też ukończył studia filozoficzne, zarabiając na nie korepetycjami i guwernerką. Wsiąkł w środowisko akademików wiedeńskich, głównie czeskich, których oprócz filozofii interesowała też polityka. A jego samego również rozmaite inne gałęzie nauki,  które zgłębiał dzięki samodzielnym lekturom. 
Podczas pobytu naukowe w Lipsku poznał swoją przyszłą żonę, Amerykankę Charlotte Garrigue. Kiedy ta wróciła do kraju popłynął wnet za nią  i zyskał akceptację jej rodziców. I tu wyjaśnia się jego podwójne nazwisko. Uznał bowiem, że skoro kobieta i mężczyzna mają równe prawa, to nie tylko zona powinna przyjąć nazwisko męża, lecz także mąż nazwisko żony. i pilnował, żeby nazywać go dwoma nazwiskami..
Po kilkunastu latach w Wiedniu uznał, że jego miejsce jest w Pradze i tam powinien kontynuować karierę naukową. Uruchamiał czasopisma naukowe, oprócz prac badawczych zajmował się publicystyką polityczną, odbywał liczne podróże, podczas których poznawał najwybitniejsze postaci europejskiej kultury i polityki, zjednując je  dla idei wybicia się poszczególnych narodów słowiańskich na niepodległość. Przyniosło to owoce pod koniec I wojny światowej, gdy w wyniku rozpadu potęg europejskich pojawiło si na mapie tego kontynentu kilka nowych państw, wśród nich Czechosłowacja. Sam Garrigue Masaryk przebywał wtedy w Stanach Zjednoczonych i z tamtejszej prasy dowiedział się, że został obwołany jej prezydentem. Pełnił ten urząd przez 17 lat. I co ważne, dbał o rozwój kadr politycznych, żeby mieć komu oddać ster państwa. Jak wiadomo, po jego odejściu prezydentem został jego najbliższy współpracownik Edward Benesz.
Drugą część książki stanowią zapisy rozmów pisarza z politykiem, pozwalające poznać jego poglądy filozoficzne, stosunek do religii (był bardzo religijny i nie krył, że w życiu prywatnym i jako polityk kierował się Ewangelią i uważał katolicyzm za niezbywalny czynnik relacji międzyludzkich i międzynarodowych) oraz na historię jako  czynnik spajający narody, stanowiący o tożsamości ich członków. Natomiast w wielu miejscach opowieści o swoim życiu Garrigue Masaryk snuje swoje rozważania o tym, jak państwo powinno organizować system edukacji, odwołując się nierzadko do pism - kogoż by innego! - Amosa Komenskiego. 
Trzecia część książki stanowi opowieść Karela Capka o powstawaniu książki i jego rozmowach z prezydentem Czechosłowacji.
Wydawnictwo "Książkowe Klimaty" wydało tę książkę z właściwą sobie starannością, zadbało o druk dostatecznie duża czcionką i z interliniami umożliwiającymi czytanie osobom z osłabionym wzrokiem.Tomáš G Masaryk1918.jpg

niedziela, 10 kwietnia 2016

Kochaj albo... giń. We Wrocławiu

Wrocławska pisarka Nadia Szagdaj nie zwalnia tempa. Po debiucie w 2013 r., o którym tu pisałem, wydała jeszcze dwie powieści kryminalne, których akcja toczy się w niemieckim Breslau, napisała kryminał osadzony w realiach dzisiejszego Wrocławia. Fakt, że poprzednia książka nominowana była do nagrody Angelusa, każe sądzić, że autorka pisze coraz lepiej, rozwija się.
Po lekturze powieści Love... a bez niej tylko mrok (Nadia Szagdaj and Wydawnictwo Bukowy Las, 2016) trzeba się zgodzić, że tak jest w istocie. Tu już nie znać szwów, tak widocznych w debiucie, w którym widać, że realia dawnego Wrocławia opisane zostały na podstawie dość powierzchownie prześledzonych planów i fotografii miasta, bo nie było to konieczne, gdyż autorka osobiście poznała miejsca, o których pisze.