niedziela, 24 maja 2015

(Ty)Dzień Bibliotek i Bibliotekarzy

Kiedy jako przewodniczący Stowarzyszenia Bibliotekarzy miewałem okazję uczestniczyć w imprezach z Okazji Tygodnia Bibliotek w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, marzył mi się taki tydzień w Polsce. Były to bowiem tygodnie wypełnione z jednej strony imprezami bibliotecznymi w całych krajach trwającymi rzeczywiście przez cały tydzień, a z drugiej strony biblioteki i bibliotekarstwo były przez ten czas silnie obecne w mediach. Toczyła się autentyczna debata publiczna o bibliotekach, książkach oraz ich obecności w życiu społecznym.
My zaś mieliśmy swój Dzień Bibliotek, obchodzony tradycyjnie 8 maja, a częściej we środę lub czwartek tygodnia, w którym wypadała ta data. Wtedy bowiem biblioteki miały tzw. dzień pracy wewnętrznej i można było świętować bez szkody dla dostępności do bibliotek. Świętować, czyli organizować okolicznościowe akademie lub innego typu uroczyste spotkania, czasem połączone z jakimś poczęstunkiem (dziś mawia się cateringiem), rozdaniem nagród lub upominków

niedziela, 17 maja 2015

Dziesięć dni w PRL-u

Na początku lat dziewięćdziesiątych trafiła w moje ręce książka "Na szczęśliwej wyspie komunizmu" wybitnego radzieckiego pisarza Władimira Tiendriakowa, którego książki masowo wydawano w PRL-u. Tę jednak wydała aktywna w latach osiemdziesiątych niezależna oficyna "Krąg" już w 1991 r. 
Był to zbiór opowiadań, których akcja działa się w Związku Radzieckim w dziesięcioletnich odstępach czasu. Pierwsze przedstawia epizod z przeprowadzanej ok. 1920 r. w iście bolszewicki sposób kolektywizacji wsi, ostatnie zaś - spotkanie pisarzy radzieckich z sekretarzem generalnym partii Chruszczowem przy okazji zjazdu ich związku, którego np. Tiendriakow był działaczem. Na mnie szczególne wrażenie wywarło drugie opowiadanie w tym tomie, którego narrator, chłopiec, można sądzić, że porte parole autora, opowiada o miejscowości stanowiącej punkt postojowy pociągów wiozących ludzi na Syberię. Nieszczęśnicy czołgali się ostatkiem sił w okolice domu chłopca. Widział on jak próbowali ogryzać korę z drzew i po chwili część padała martwa. Raz rzucił im kanapkę, którą rodzice uszykowali mu do szkoły. Następnego dnia pod oknem były już dziesiątki innych zgłodniałych ludzi. Rodzice zabronili mu więc takiego postępowania. Odmawiał jednak sobie tych kanapek i karmił nimi psa, żeby nie zwariować.
Kiedy więc w naszej bibliotece rzuciła mi się w oczy książka Kazimierza Brauna (tak, ojca kandydata na prezydenta, Grzegorza i starszego brata szefa telewizji publicznej Juliusza, ale przede wszystkim wybitnego reżysera teatralnego, za którego dyrekcji wrocławski Teatr Współczesny stal się jedną z najbardziej liczących się scen w kraju, miejscem prapremier kilku sztuk Tadeusza Różewicza), miałem nadzieję, że to polski odpowiednik książki Tiendriakowa.

poniedziałek, 11 maja 2015

Guentera Grassa droga do literatury

Po śmierci noblisty napisałem na Facebooku, że przeczytałem tylko jedną jego książkę Blaszany bębenek, wedle niektórych jedyną wartą lektury książkę tego pisarza. Ktoś, kto przeczytał mój wpis zasugerował mi przeczytanie autobiografii zatytułowanej Przy obieraniu cebuli.
I po parę, paręnaście, w porywach parędziesiąt stron dziennie, a właściwie wieczornie, doszedłem do ostatniej , 426. strony.
Warto było. Nie jest to wielka literatura, ale napisana zręcznie, , niepozbawiona ogólniejszych obserwacji i zdań, które można potraktować jak aforyzmy.W bardziej dosłowny sposób oddaje klimat międzywojennego Gdańska, miasta wielokulturowego, ale jednak z przewagą żywiołu niemieckiego, widzianego oczami dziecka i nastolatka., obdarzonego zdolnością dostrzegania szczegółów, bo jednak drzemała w nim natura przyszłego wielostronnie utalentowanego artysty. Zanim bowiem uzyskał sławę wybitnego powieściopisarza dał się poznać jako ceniony i nagradzany poeta oraz pobierający nauki w kilku niemieckich akademiach sztuk pięknych malarz i rzeźbiarz.