Nie tyle Nowy Rok, co nowy miesiąc, konkretnie luty.
Od pierwszego dnia tego miesiąca będą z nami pracowały dwie nowe koleżanki. Jedna wchodziła w skład naszego zespołu już od roku, od kiedy do Dolnośląskiej Szkoły Wyższej przyłączyła się dotychczasowa Szkoła Wyższa "Asesor". Przyłączyła się też biblioteka z jej szefową, moją długoletnią koleżanką po fachu, a przedtem jeszcze studentką. Przez rok biblioteka funkcjonowała w swojej dotychczasowej siedzibie przy ul. Drukarskiej. Ale jeszcze w grudniu zostaliśmy poproszeni o przygotowanie koncepcji włączenie tej biblioteki do naszej. Nie paliliśmy się do tego, bo oznacza to znaczne zagęszczenie zbiorów na nie tak znowu wielkiej powierzchni. Z drugiej strony jednak nie było potrzeby, żeby wynajmować część gmachu w znacznej odległości od kampusu i ponosić koszty.
I oto dziś przywieziono do nas pierwszą partię regałów i zbiorów. Znaleźliśmy dla nich miejsce likwidując ponad 30 miejsc w jednym z dwóch sektorów czytelni. W przyszłym tygodniu przyjedzie reszta, w tym biurko naszej starej-nowej koleżanki i jej pół etatu. Będzie więc można w szerszym zakresie rozwinąć działalność biblioteki (ja sobie obiecuję głównie rozszerzenie analitycznego opracowania zawartości gromadzonych czasopism i ewentualnie szkolenia użytkowników), a jednocześnie łatwiej będzie można obsadzić dyżury weekendowe. Zwłaszcza, że koleżanka legitymuje się dużym doświadczeniem zawodowym i rzeczowym podejściem do pracy. W rezultacie wszyscy członkowie zespołu będą mieli średnio jeden weekendowy dyżur na dwa miesiące mniej. I tym samym więcej czasu na prace wewnętrzną, bo będzie mniej godzin do "odebrania".
piątek, 24 stycznia 2014
niedziela, 19 stycznia 2014
Sprawy polskie i żydowskie
Nie doszedłem jeszcze do ostatniej kropki w książce Janiny Bauman "Nigdzie na ziemi". Zostało jeszcze kilka króciutkich form prozatorskich, łącznie niespełna 30 stron, podobnie jak to dłuższe, zatytułowane "Powroty" o charakterze autobiograficznym.
Główny zrąb książki stanowią wspomnienia autorki z lat powojennych w Warszawie aż do roku 1968, gdy Autorka wspólnie z mężem postanowili wyemigrować. Do Izraela, bo tylko na taki wyjazd można było dostać zgodę. Z osobistych relacji wiem jednak, że wielu emigrantów tam nie dotarło, poprzestając na wydostaniu się z Polski. Baumanowie jednak spędzili niespełna dwa lata w Izraelu, gdzie oboje mieli bliskich krewnych. Ostatecznie jednak osiedli w Leeds w Anglii, gdzie Zygmunt otrzymał katedrę na uniwersytecie, a Janina posadę w... bibliotece szkolnej. Choć wszystkim trudnym egzaminom wieńczącym studia nie podołała.
czwartek, 16 stycznia 2014
Dzienniki sybiraka i żołnierza
Właśnie doszedłem do ostatniej strony książki, której nie planowałem przeczytać. Bo z innych lektur znałem już historie ludzi, którym przyszło przeżyć wojnę i zsyłkę na Syberię. Do przeczytania zachęcił mnie zmarły niedawno prof. Henryk Markiewicz, młodszy kuzyn Zygmunta Blumenfelda, autora dzienników, autor przedmowy. Przeczytałem pierwszych kilka zdań i uznałem, że warto przeczytać całość.
Obu kuzynów, a także ojca autora dzienników, połączył ich zresztą wspólny los. Razem, wraz z setkami czy tysiącami mieszkańców Krakowa, głównie tych żydowskiego pochodzenia, wiedząc, co może ich czekać ze strony Niemców, ruszyli na wschód w nadziei, że znajdą azyl we Lwowie. Po blisko miesięcznych peregrynacjach, korzystając z wynajętej furmanki, sypiając w gospodach lub na prywatnych kwaterach, a czasem po prostu na wozie, kupując żywność za zabraną ze sobą gotówkę, dotarli do Kowla. Stąd po kilkunastu dniach i próbach dostania się do pociągu, stłoczeni jak śledzie w puszce znaleźli się we Lwowie, znajdując kwaterę u znanej im rodziny. Przemieszkali tak kilka miesięcy.
Obu kuzynów, a także ojca autora dzienników, połączył ich zresztą wspólny los. Razem, wraz z setkami czy tysiącami mieszkańców Krakowa, głównie tych żydowskiego pochodzenia, wiedząc, co może ich czekać ze strony Niemców, ruszyli na wschód w nadziei, że znajdą azyl we Lwowie. Po blisko miesięcznych peregrynacjach, korzystając z wynajętej furmanki, sypiając w gospodach lub na prywatnych kwaterach, a czasem po prostu na wozie, kupując żywność za zabraną ze sobą gotówkę, dotarli do Kowla. Stąd po kilkunastu dniach i próbach dostania się do pociągu, stłoczeni jak śledzie w puszce znaleźli się we Lwowie, znajdując kwaterę u znanej im rodziny. Przemieszkali tak kilka miesięcy.
środa, 1 stycznia 2014
O humorze żydowskim na poważnie
Nie, nie będę tu opowiadał dowcipów. Choć przynajmniej jeden będzie należało tu przytoczyć. Chcę bowiem napisać o kilka lat temu już wydanej i przeczytanej przeze mnie książce Josepha Telushkina "Humor żydowski : co najlepsze dowcipy i facecje żydowskie mówią o Żydach" (Warszawa : Bellona, 2010).
Autor, jak można się domyślić, sam jest Żydem. I za temat swej analizy obrał właśnie sposób dowcipkowania Żydów o sobie. Zastrzegł się już na wstępie, że na podstawie przypowiastek i żartów nie da się powiedzieć o narodzie wszystkiego.Ale da się powiedzieć o stosunku Żydów do spraw finansowych, antysemityzmu, spraw zawodowych, asymilacji, rodziny, innych narodowości, religii i związanych z nią nakazów i zakazów.
Zaznacza też, że humor żydowski należy do kategorii humoru etnicznego, czyli tworzonego w ramach narodów czy grup etnicznych, oddaje w jakimś stopniu charakter tej zbiorowości lub utrwala stereotyp (np. w skąpstwie Szkotów lub przesadnej flegmie lub tradycjonalizmie Anglików) i przy tym na ogół samokrytyczny. Ale jest gotów uznawać za humor żydowski także tworzony poza tym narodem, ale Żydów dotyczący, jeśli nie ma na celu budzenia do Żydów złych emocji.
Autor, jak można się domyślić, sam jest Żydem. I za temat swej analizy obrał właśnie sposób dowcipkowania Żydów o sobie. Zastrzegł się już na wstępie, że na podstawie przypowiastek i żartów nie da się powiedzieć o narodzie wszystkiego.Ale da się powiedzieć o stosunku Żydów do spraw finansowych, antysemityzmu, spraw zawodowych, asymilacji, rodziny, innych narodowości, religii i związanych z nią nakazów i zakazów.
Zaznacza też, że humor żydowski należy do kategorii humoru etnicznego, czyli tworzonego w ramach narodów czy grup etnicznych, oddaje w jakimś stopniu charakter tej zbiorowości lub utrwala stereotyp (np. w skąpstwie Szkotów lub przesadnej flegmie lub tradycjonalizmie Anglików) i przy tym na ogół samokrytyczny. Ale jest gotów uznawać za humor żydowski także tworzony poza tym narodem, ale Żydów dotyczący, jeśli nie ma na celu budzenia do Żydów złych emocji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)