niedziela, 27 października 2013

O zaufaniu


Podczas okresowych rozmów indywidualnych, których celem jest m.in. wspólna ocena stanu rozwoju dochodzenia do mistrzostwa w zawodzie, często pada kwestia zaufania lub wzajemnego zaufania. I to najczęściej w kontekście mojego stylu kierowania, który opiera się na zaufaniu. Zdaniem niektórych  rozmówców zbyt daleko idącym.
Podczas popołudniowego spaceru po parku, postanowiłem spróbować odpowiedzieć sobie, jak rozumiem zaufanie (bez zaglądania do obfitej literatury na ten temat) i jak powinno się one przejawiać z mojej strony w stosunku do członków załogi i na czym ma polegać ich zaufanie do mnie jako szefa.
Co więc znaczy, że obdarzam kogoś zaufaniem? Znaczy to, że wierzę, że ten ktoś  kieruje się w swoim postępowaniu dobrą wolą. Że innymi słowy, jest uczciwy,  a w razie trudnej sytuacji także w jakimś stopniu pomocny. Dzięki tak pojmowanemu i przeżywanemu zaufaniu mogłem pójść na spacer bez obaw, że zostanę napadnięty, lub znieważony. Choć oczywiście powinienem zdawać sobie sprawę, że jakiś procent niebezpieczeństwa zawsze istnieje.

niedziela, 20 października 2013

Wrocław 1910 jako sceneria kryminału

Po sukcesie Marka Krajewskiego, który uczynił Wrocław przedwojenny (a ostatnio także i powojenny) scenerią swoich powieści kryminalnych w jego ślady poszli inni. O książce "Wypędzony" Jacka Inglota, która niezależnie od intrygi polityczno-kryminalnej w znacznym stopniu wzbogaciła moją wiedzę o powojennych realiach tego miasta, już pisałem. Kilkanaście dni temu w czasie spaceru po dawno przeze mnie nie odwiedzanym centrum miasta wpadłem do księgarni, żeby kupić najnowszego "Krajewskiego", ale miła księgarka pokazała mi jeszcze jedną książkę kryminalną, której akcja dzieje się we Wrocławiu. I to w okresie jeszcze wcześniejszym niż ukazanym przez Krajewskiego, bo w roku 1910.
Kupiłem i po powrocie do domu zabrałem się do lektury owych "Kronik Klary Schulz : sprawa pechowca" (Wrocław : Bukowy Las, 2013). wrocławskiej młodej pisarki Nadii Szagdaj. Intryga kryminalna jest wielce udatnym urzeczywistnieniem Hitchcockowskiej recepty na thriller, wedle której zaczyna się od trzęsienia ziemi, po czym napięcie stale narasta. Oto w czasie przedstawienia opery Mozarta "Czarodziejski flet" ginie na scenie (a właściwie już pod nią) aktor wcielający się w rolę Papagena. Miał się powiesić, ale zostać uratowany. Tymczasem zawisł na dobre (a właściwie złe). Za kulisy podąża obecny na widowni lekarz, a za nim jego zona, niespełniona policjantka Klara Schulz. Nadarza się życiowa szansa na realizację przynajmniej części ambicji, jak nie w roli detektywa, to przynajmniej jego pomocnika. Szybko jednak okazuje się, że trzeba jej samej stawić czoła sytuacji.

sobota, 5 października 2013

Gotowiec dla SBP

Pisałem już o czerwcowym Zjeździe Delegatów Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich i dość miałkiej dyskusji na pozornie tylko ważne tematy, za jakie uważam nieustanne zmienianie ustawy o bibliotekach, która w gruncie rzeczy nic nie jest w stanie zmienić, a już zwłaszcza kwestii, która stanowiła drugi nurt dyskusji, czyli łączenia lub nie bibliotek różnych typów lub bibliotek z innymi instytucjami kultury. Jakiej by bowiem bariery nie zbudowano, znajdzie się sposób jej obejścia. Dziś czytałem, jak sobie dworcowe restauracje radzą z zakazem sprzedawania piwa. Otóż DODAJĄ je do zamówionego innego napitku, np. wody mineralnej lub coli. Bo zakaz jest absurdalny. Sprawia, że odremontowany i pięknie się prezentujący Dworzec Główny we Wrocławiu nie może znaleźć chętnych na zakup lokali przeznaczonych do celów gastronomicznych. Zniechęca też do korzystania przez pasażerów z barów i restauracji w pociągach.
Ale nie o absurdach na kolei planowałem pisać.