Być może młodszemu pokoleniu nazwisko Janusza Weissa niewiele mówi. Kabaret "Salon Niezależnych" bywa wprawdzie wspominany, ale sentyment i rozbawienie wzbudza głównie wśród tych, którzy pamiętają go sprzed ponad 30 lat i im z pewnością nie jest ono obce. Trochę młodsi powinni pamiętać jego niezwykle zabawne dialogi w audycjach "Dzwonię do Pana w nietypowej sprawie" w Radio ZET, którego wraz z Andrzejem Woyciechowskim był twórcą. Ale od paru lat nie są już one nadawane.
Mam właśnie za sobą lekturę jego wspomnień z lat dzieciństwa i młodości, zatytułowanych "Pierwszy ogród", wydanych właśnie przez oficynę Zwierciadło.Zabrała mi ona niecałe dwa dni, a właściwie wczorajszy wieczór i dzisiejsze przedpołudnie. Bo książka wciąga. Zwłaszcza, gdy już na pierwszych stronach dowiedziałem się, że autor nie tylko jest moim rówieśnikiem, ale też urodził się w maju. Tyle, że jego dziecięce i młodzieńcze lata mijały w prominenckiej kamienicy z przestronnym ogrodem z basenem w centrum Warszawy, moje zaś w chłopskiej rodzinie na wsi. Co nie znaczy, że też nie było szczęśliwe. Bo było.
poniedziałek, 31 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
Przerwa chorobowa
Zupełnie niespodziewanie niegroźna zdawałoby się gorączka przekształciła się w zapalenie płuc.Kuracja w domowych warunkach okazała się nieskuteczna i w nocy z 6. na 7. grudnia wylądowałem w szpitalu przy ul. Koszarowej.
Wrażenia z pierwszych chwil - niezapomniane. Już w samych szerokich drzwiach do izby przyjęć jedną igłę wbito mi w palec, drugą w żyłę w łokciu, zaraz potem owinięto ramię w rękaw urządzenia do pomiaru ciśnienia, a chwilę potem już leżałem na kozetce i przyklejano mi elektrody do pomiaru EKG. I przez cały czas zadawano półsłówkami pytania niezbędne do kwestionariusza wywiadu. Każde moje słowo więcej ponad wymagane budziło irytację personelu. A potem na blisko pół godziny jakby o mnie zapomniano. W końcu jednak przyszedł jakiś inny milczek i zawiózł mnie do rentgena, a potem na oddział wewnętrzny X (tzn. dziesiąty), gdzie w zimnej sali, jakby nie było ogrzewania, wskazano mi jedno z dwóch wolnych łóżek. Pomyślałem, że jeśli tak to ma dalej wyglądać, to na własnej skórze doświadczę tego wszystkiego złego, co się o naszej służbie zdrowia opowiada.
Wrażenia z pierwszych chwil - niezapomniane. Już w samych szerokich drzwiach do izby przyjęć jedną igłę wbito mi w palec, drugą w żyłę w łokciu, zaraz potem owinięto ramię w rękaw urządzenia do pomiaru ciśnienia, a chwilę potem już leżałem na kozetce i przyklejano mi elektrody do pomiaru EKG. I przez cały czas zadawano półsłówkami pytania niezbędne do kwestionariusza wywiadu. Każde moje słowo więcej ponad wymagane budziło irytację personelu. A potem na blisko pół godziny jakby o mnie zapomniano. W końcu jednak przyszedł jakiś inny milczek i zawiózł mnie do rentgena, a potem na oddział wewnętrzny X (tzn. dziesiąty), gdzie w zimnej sali, jakby nie było ogrzewania, wskazano mi jedno z dwóch wolnych łóżek. Pomyślałem, że jeśli tak to ma dalej wyglądać, to na własnej skórze doświadczę tego wszystkiego złego, co się o naszej służbie zdrowia opowiada.
Subskrybuj:
Posty (Atom)