http://www.mmwroclaw.pl/408616/2012/4/9/dyskryminacja-studentow-prywatnych-uczelni-w-bibliotekach-awfu-i-uwr?category=news
Miesiąc temu napisałem na moim "starym" blogu. I rozeszło się po różnych portalach, m.in. tu.
niedziela, 29 kwietnia 2012
piątek, 27 kwietnia 2012
Pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej
Bolesław Długoszowski herbu Wieniawa (1881-1942) znany jest głównie jako bohater licznych anegdot i autor bon motów, a lepiej znającym historię także jako adiutant marszałka Piłsudskiego.
Jest to wystarczający powód, żeby chcieć dowiedzieć się o tej barwnej postaci więcej. I oto trafia się okazja, gdyż podwarszawska oficyna LTW wznowiła zbiór wspomnień Długoszowskiego, starannie opracowanych przez prof. Romana Lotha, który też poprzedził je wstępem.
Nie przeczytałem jeszcze całej, liczącej ponad 300 stron książki, opatrzonej dość licznymi fotografiami. Ale zrobię to. Nie tylko z chęci bliższego poznania losów kawalerzysty, jego wojennych peregrynacji, przygód dyplomatycznych (cudem uszedł z życiem w komunistycznej Moskwie) i spotkań z
marszałkiem. Tym bardziej, że autor niezbyt dbał o szczegóły: lekko koloryzował, mylił nazwiska przywoływanych postaci, oczywiście tych epizodycznych oraz kontaminował, czyli łączył dwie lub więcej postaci w jedną, na skutek czego wydawała się ona barwniejsza. Błędy te i zabiegi są jednak prostowane przez edytora. Drugim ważnym, jeśli nie zgoła ważniejszym powodem zamiaru doczytania książki aż do indeksów jest zachwyt niepospolitym darem narracji autora, bogactwem słownictwa z użyciem słów, które tymczasem wyszły z użycia oraz zachowaną, dziś już uważaną za archaiczną, składnią.
Jest to wystarczający powód, żeby chcieć dowiedzieć się o tej barwnej postaci więcej. I oto trafia się okazja, gdyż podwarszawska oficyna LTW wznowiła zbiór wspomnień Długoszowskiego, starannie opracowanych przez prof. Romana Lotha, który też poprzedził je wstępem.
Nie przeczytałem jeszcze całej, liczącej ponad 300 stron książki, opatrzonej dość licznymi fotografiami. Ale zrobię to. Nie tylko z chęci bliższego poznania losów kawalerzysty, jego wojennych peregrynacji, przygód dyplomatycznych (cudem uszedł z życiem w komunistycznej Moskwie) i spotkań z
marszałkiem. Tym bardziej, że autor niezbyt dbał o szczegóły: lekko koloryzował, mylił nazwiska przywoływanych postaci, oczywiście tych epizodycznych oraz kontaminował, czyli łączył dwie lub więcej postaci w jedną, na skutek czego wydawała się ona barwniejsza. Błędy te i zabiegi są jednak prostowane przez edytora. Drugim ważnym, jeśli nie zgoła ważniejszym powodem zamiaru doczytania książki aż do indeksów jest zachwyt niepospolitym darem narracji autora, bogactwem słownictwa z użyciem słów, które tymczasem wyszły z użycia oraz zachowaną, dziś już uważaną za archaiczną, składnią.
wtorek, 24 kwietnia 2012
Jak zmieniałem bloga
Zdenerwował mnie portal ONET, na którym korzystanie z blogów było utrudnione, a triumfalnie podana informacja o usunięciu awarii okazała się nieprawdziwa. Najpierw powróciłem na Wirtualną Polskę, z której kiedyś przeniosłem się na ONET, gdyż niektóre funkcje okazały się uciążliwe.
Dziś w pracy Ewa Rozkosz zasugerowała korzystanie z Bloggera i pomogła mi założyć konto. Jest tu duża swoboda budowy wyglądu bloga, opatrywania wpisów tagami, które układają się w słownik (jeśli się pilnuje ich gramatyki), a dodatkowe funkcje są intuicyjne. Ale jeszcze paru rzeczy związanych z blogowaniem na tym portalu trzeba się będzie nauczyć.
Chyba tu zostanę na dobre.
PS.
Dziś zyskałem nową przewagę blogowania na Blogspot'cie. Jako osoba o dość wyrazistych poglądach społecznych i politycznych mam zwolenników, ale i przeciwników. Ci pierwsi potrafią wyrazić swoje zdanie w sposób cywilizowany, ci drudzy zaś, najwyraźniej zwolennicy PiS i Rydzyka, nie umieją napisać jednego zdania bez obelg i insynuacji, a nawet pogróżek. Te ostatnie sobie zarchiwizowałem i gdy będzie trzeba przekażę komu należy.
A że mogłem sobie ustawić publikowanie lub usuwanie komentarzy po uprzednim ich przeczytaniu, więc wpisy chamskie nie mają szans ujrzenia światła dziennego. Może to tych "pisarzy" zniechęci.
Można się ze mną nie zgadzać i polemizować, jak to czynił do niedawna pewien pan, podpisujący się jako "bezstronny", z którym lubiłem się spierać, ale nie można dawać upustu własnej agresji i braku wychowania.
Dziś w pracy Ewa Rozkosz zasugerowała korzystanie z Bloggera i pomogła mi założyć konto. Jest tu duża swoboda budowy wyglądu bloga, opatrywania wpisów tagami, które układają się w słownik (jeśli się pilnuje ich gramatyki), a dodatkowe funkcje są intuicyjne. Ale jeszcze paru rzeczy związanych z blogowaniem na tym portalu trzeba się będzie nauczyć.
Chyba tu zostanę na dobre.
PS.
Dziś zyskałem nową przewagę blogowania na Blogspot'cie. Jako osoba o dość wyrazistych poglądach społecznych i politycznych mam zwolenników, ale i przeciwników. Ci pierwsi potrafią wyrazić swoje zdanie w sposób cywilizowany, ci drudzy zaś, najwyraźniej zwolennicy PiS i Rydzyka, nie umieją napisać jednego zdania bez obelg i insynuacji, a nawet pogróżek. Te ostatnie sobie zarchiwizowałem i gdy będzie trzeba przekażę komu należy.
A że mogłem sobie ustawić publikowanie lub usuwanie komentarzy po uprzednim ich przeczytaniu, więc wpisy chamskie nie mają szans ujrzenia światła dziennego. Może to tych "pisarzy" zniechęci.
Można się ze mną nie zgadzać i polemizować, jak to czynił do niedawna pewien pan, podpisujący się jako "bezstronny", z którym lubiłem się spierać, ale nie można dawać upustu własnej agresji i braku wychowania.
Bibliotekarze w Pradze
Piątek i sobotę 20 i 21 kwietnia spędziłem w Pradze. Wycieczkę bibliotekarzy wrocławskich zorganizował jak co roku Zarząd Oddziału Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Cena była niewygórowana, a Praga kusi swoja architekturą, klimatem i gospodami z ulubionym przeze mnie gulaszem z knedliczkami i piwem. Tym bardziej, że nie trzeba jeść obowiązkowej u nas zieleniny. Bez niej Czesi nie są gorszego zdrowia niż my i tyle samo mniej więcej żyją.
Drugi powód wyjazdu był można rzec towarzyski. Miło jest spędzić czas wśród koleżanek i kolegów po fachu, do tego w większości zrzeszonych w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich, odnowić stare znajomości i zawrzeć nowe, porozmawiać o sprawach zawodowych w podróży i gdzieś w którejś praskiej gospodzie czy kawiarni.
Drugi powód wyjazdu był można rzec towarzyski. Miło jest spędzić czas wśród koleżanek i kolegów po fachu, do tego w większości zrzeszonych w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich, odnowić stare znajomości i zawrzeć nowe, porozmawiać o sprawach zawodowych w podróży i gdzieś w którejś praskiej gospodzie czy kawiarni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)